Góry Stołowe to masyw górski w Sudetach Środkowych na pograniczu polsko – czeskim. Zbudowane są z piaskowców, o rzadko spotykanej strukturze płytowej. Mają 30 mln lat. I są najmłodszymi górami w Polsce
Hasło „Góry Stołowe” pojawiło się krótko po wyprawie do Wąwozu Homole. Krzysztof Zdechlik to hasło rzucił. Ja podchwyciłem i zaczęliśmy dzielić się tym pomysłem z innymi członkami Fundacji 4 Kontynenty. Od słów trzeba było przejść do czynów. Krzysiu opracował trasę, zarezerwował 20 miejsc w schronisku „Pasterka” i udostępnił wydarzenie na Facebooku w grupie 4 Kontynenty.
I tak w piątek, 22 lipca wieczorem, tuż przed zachodem słońca 21 członków Fundacji 4 Kontynenty zameldowało się w schronisku „Pasterka”. Po rozpakowaniu się, poszliśmy podziwiać piękny zachód słońca. Ale to nie była jedyna niespodzianka tego wieczoru. Na polance obok schroniska zagościli młodzi wodniacy ze Szczepu ZHP Czarna Trzynastka Strzebielino, Hufiec ZHP Lębork. Mieliśmy okazję z tymi młodymi adeptami sztuki żeglarskiej podzielić się swoim doświadczeniem. Kolega Artur opowiedział o majówce 4 Kontynentów na Bałtyku. Po wspólnych fotografiach nastąpiła część „artystyczna”. Wspólne śpiewanie szant i piosenek turystycznych.
Następnego dnia obudziła nas ładna pogoda. Słoneczna z bezchmurnym niebem. Po śniadaniu wymaszerowaliśmy w stronę widocznego z naszego schroniska płaskowyżu. Jest to Szczeliniec Wielki o wysokości 919 m. npm. Najwyższy szczyt Gór Stołowych. Po wejściu na szczyt i krótkim odpoczynku w schronisku „Na Szczelińcu” poszliśmy podziwiać tą piękną górę, której krawędzie opadają 300 m. w dół. A sama nazwa góry wzięła się od popękań, gdzie najgłębsze ma 30m. Nie jest to trudna góra. Nie ma tam trudnych podejść. W poruszaniu się po niej pomagają schodki. Niektóre wykute w litej skale. Ale były odcinki gdzie człowiek musiał wciągnąć brzuch, głęboko się pochylić, a nawet upaść na kolana, aby przejść do następnej komnaty. Całe szczęście nikt z uczestników nie miał aż takiej nadwagi, aby gdzieś po drodze się zaklinować J
Rozochoceni ładnymi widokami zapragnęliśmy zobaczyć inne atrakcję Gór Stołowych. Okazałe bastiony skalne, zwane Radkowskimi Skałami, oraz skupisko efektywnych skał piaskowych, zwane Skalnymi Grzybami. Przez miliony lat skały te podlegały erozji i dzisiaj jak sama nazwa wskazuje większość z nich przybrała kształt grzybów. Rozciągają się na bardzo dużym obszarze. Niestety nie zdołaliśmy wszystkiego zobaczyć. Czas szybko mijał i trzeba było wracać do miejsca naszego zakwaterowania.
W drodze powrotnej cześć uczestników w tym i ja, zapragnęła zobaczyć jeszcze grupę skalnych filarów zwanych Białymi Skałami. Po powrocie do schroniska okazało się, że w ten dzień przeszliśmy 33 km.
Wieczorkiem przy schronisku nastąpiła dalsza część integracji ze wspólnym ogniskiem i pieczeniem kiełbasek.
I nastał ostatni dzień naszego wypadu w Góry Stołowe. I została ostatnia przewidziana przez program atrakcja. Błędne Skały. Labirynt skalnych korytarzy otoczony przez skalne grzyby, maczugi i słupy. I znowu od czasu do czasu pojawiały się „problemy” z przeciśnięciem przez węższe przejścia. Ale podobnie jak to było w przypadku Wielkiego Szczelińca wszyscy uczestnicy w doskonałych humorach i z uśmiechem na ustach przebrnęli przez ten labirynt.
Ale wszystko ma swój finisz. Nastał czas powrotów. Koledzy i koleżanki z Wielkopolski i Małopolski oraz cześć Ślązaków po serdecznych pożegnaniach pojechała do swoich domów. Ale nie wszyscy. Niektórzy postanowili zobaczyć jeszcze coś ciekawego w drodze powrotnej. I tak narodził się pomysł, aby odwiedzić kopalnie-muzeum złota w Złotym Stoku.
I to była dobra decyzja. Nie dość że zobaczyliśmy coś ciekawego, to mieliśmy okazję dłużej ze sobą przebywać. A nasz nastrój, który i tak mieliśmy dobry, dodatkowo podnosił nam przewodnik tego muzeum. Człowiek o dużej wiedzy i dużym poczuciu humoru. Zobaczyliśmy podziemia kopalni. Podziemny wodospad. A zakończyliśmy zwiedzanie kopalni przejażdżką kolejką, którą górnicy poruszali się w chodnikach kopalni.
I tylko na końcu tego pobytu w Złotym Stoku pojawił się żal że już trzeba wracać do domu. Bo tyle atrakcji trzeba było tam zostawić. Podziemny spływ łódkami, park linowy czy też paintball. Ale to już następnym razem J
Mirek Stolarski