Nastał taki czas, że trzeba zrobić coś ze swoim życiem. Najwyższy czas wyjść ze swojej strefy komfortu, pozostawić codzienność i… wyjechać na Koniec Świata. Czy to kryzys wieku średniego? Być może, jednak kimże bym była, gdybym mimo wszystko nie zaryzykowała i nie spróbowała… Do dzieła więc!!!
Na początku warto się przedstawić. Nazywam się Aśka Romek i pewnego dnia wpadł mi do głowy pomysł, aby pojechać na Koniec Świata. Dlaczego tam? Powodów jest wiele. Po pierwsze jest to Koniec Świata. Pomimo, że Wikipedia pod tym hasłem przedstawia nam:
„polski zespół muzyczny powstały w roku 2000 w Katowicach…”,
dla mnie (jak i pewnie dla dużej ilości innych osób) jest to ten malutki skrawek ziemi leżący na terytorium Argentyny z miastem najbardziej wysuniętym na południe naszej Kuli Ziemskiej – Ushuaią.
Moim jedynym i nieodłącznym towarzyszem podróży, znalezionym ponad 12 lat temu będzie mój prywatny i własny mąż 😉 Pomimo, iż wyjazd na drugi koniec świata nie jest spełnieniem jego najskrytszych marzeń, to wiem, że nikt nie sprawdzi się na miejscu, nawet w najtrudniejszych warunkach lepiej niż on. A warunki mogą być trudne…
Nasza wyprawa przewiduje przebycie 4,5 tys.km drogą lądową z Buenos Aires do Ushuaii. Jako miłośnicy natury i lekkiego surviwalu (w ciężkim jeszcze się nie sprawdziliśmy), największą uwagę skupiamy na poznaniu krajobrazów oraz otaczającej przyrody. Chcemy odbyć 10- dniowy trekking po dwóch najsłynniejszych parkach krajobrazowych Chile i Argentyny, na własne oczy zobaczyć wieloryby z młodymi, foki, lwy morskie, lamy, pumy, pancerniki oraz podjąć próbę głaskania pingwinów. To tylko nieliczne punkty „must see” naszej wyprawy, jednak o wszystkich planuję napisać na bierząco.
Większość noclegów przewidujemy w namiocie. Gromadzenie sprzętu outdoorowego pochłonęło nas do reszty, dlatego też nie ma możliwości, aby nie przetestować jego wytrzymałości 😉 Po wielu staraniach udało mi się również nawiązać kontakt z Argentyńczykami, którzy zdecydowali się gościć nas u siebie przez parę nocy.
Na całą wyprawę mamy miesiąc czasu. To bardzo niewiele, jednak nasze życie codzienne nie pozwala nam na wzięcie dłuższych urlopów. Uważam, że czas, jaki został nam dany to i tak niemało, i zupełnie nie ma na co narzekać.
Niniejszy blog jest pierwszym w moim życiu zapisem stworzonym na podobieństwo dziennika podróży. Cieszę się, że mogę go prowadzić w tym miejscu, czyli z ramienia fundacji 4 Kontynenty. To tutaj przekonałam się, że „CHCIEĆ ZNACZY MÓC”. Do dzieła więc, czas zacząć ostateczne przygotowania. Wyjazd już za tydzień.
Romki na Końcu Świata