Rejs po Bałtyku

Rejs po Bałtyku – Covidowa edycja

Rejs po Bałtyku w nowej rzeczywistości którą stworzył nam świat. Trudne wyzwanie i zmiana planów stała się naszą codziennością.

Rejs po Bałtyku łatwo powiedzieć trudniej wykonać .
Covid, covidem,  pływać człowiek chce. Poczuć wiat i usłyszeć szum morza taki był cel. 

Zadzwonił do mnie tak ni z tego ni z owego kolega Mietek z Suwałk.
Od tak – po roku czy dwóch niewidzenia się – w sobotę rano.
Myślałem – pomylił numery.
Ale nieeee…
Mówi – płyń ze mną na Nord Cup, daje Ci czas do wieczora.

W dwie godziny miałem już obczajony plan jak kogo z rodziny obłaskawić, poprzestawiać inne plany i … dzwoni Mietek i mówi sorry tu lejt.  Ale…. (i tu następuje historia pewnej znajomości ) – zadzwoń mówi tu i tu (a ja Cię polecę – tak mówi), bo mogą być wolne inne etapy.

Zadzwoniłem , uzgodniłem i …miała być ta środkowa Norwegia – trolle, fiordy, łosie, łososie itd. No ale wszyscy wiemy że z całej wyprawy wyszła mizeria przez Covid…….Na hasło – może choć na Bałtyk? miałam małe nadzieje, że załoga da się skusić, ale kiedy pierwsza zapytana kumpela rzekła – „Sosna” – no trzeba gdzieś się ruszyć!” wiedziałem, że jedziemy !

I nad gdyńskim portem zaświeciło nam słońce po długim, zimowym śnie…

Rejs po Bałtyku czas zacząć…..

Pierwszy dzień – prawie rekord swiata – 3 porty: z Gdyni do Kuźnicy, potem szybki Puck (fląderka, kąpiel i takie tam) i na noc do Helu!

A tam bosman pokazał nam miejsce i mówi pokazując paluchem gdzieś we wschodnim kierunku – czy może mamy ochotę tych tam kalafiorów z mielochy ściągnąć, bo wszystkie nurki w sobotę wieczór co najmniej po dwóch piwach już są…?

Pomagać ludziom fajna sprawa, ale że nasz silniczek do najmocniejszych ponoć nie należał – przeprosiliśmy Pana Bosmana życząc dalszych sukcesów.

Rano zaś do Władkowa tam nadzieja wstała nowa – dojechała druga oficera a z Nią zawsze super wyżera!”

I tu prognoza rzekła tak – wy tu dzieci żadnych Litwów, Szwecjów czy innych dydrymałów nie planujta bo się tylko po drodze porzygata i g… zobaczyta i jeszcze na czas nie wrócita.

Więc stanęło na planie Ustka-Ustka. A tam po drodze piękna belonka padła na Algę 2 a potem jeszcze w Łebie sandaczyka ze 2 kilo bosman złowił (PYCHA!) i wiatr dał się porelaksować na powrocie na wschód (20 węzłów w rufę) i w ogóle!  Na ostatnią noc Jastarnia nas przygarnia – dziesiątki pstryków z zachodem słońca na wejściu (tylko nam jelenia ryczącego w tle zbrakło.

Rano kurs (pierwszy raz na refie) na Gdynię i witaj codzienności …Krótki nasz rejs po Bałtyku ale pełen pozytywnych wrażeń, za rok będzie inny klimat i spotkamy się znów na nowych akwenach. Norwegia czeka i wciąż jest tam wiele do odkrycia…….
W swoim imieniu zapraszam na kolejne Rejsy po Bałtyku i nie tylko z Fundacją 4 Kontynenty.

Marek „Sosna” Sosnowski 

udostępnij wpis