Bułgaria to wspaniały kraj o rozległej linii brzegowej. Można tu kupić wszelkie owoce i warzywa oraz w okazyjnych cenach zjeść frykasy złożone z darów morza. To pewnie jeden z powodów, dla których tak dużo tu naszych rodaków.
Bułgaria daje się poznać od strony mieszkańców, ich nastawienia do turystów i zwyczajów. Pierwsza z obserwacji daje nam do zrozumienia, że dosyć częstym sposobem na życie dla młodych kobiet jest sponsoring. Bogaci panowie w wieku około 60 lat zapoznają dziewczyny dwudziesto – letnie i korzystając z ich walorów, pokazują uroki życia w luksusie. Dobrą informacją jest, drodzy panowie, że wcale nie trzeba być potentatem finansowym, aby spróbować przygarnąć młodą piękność. Paruletni Passat zdecydowanie spełni swą rolę wabika. Najważniejsze, żeby każdy był zadowolony z towaru, za który płaci.
Druga obserwacja, prowadzona przez dłuższy czas pokazuje nam, że Bułgarzy bardzo nie lubią wykonywać żadnego typu usług. Kelnerzy, sprzedawcy – wszyscy dają nam do zrozumienia, że jesteśmy dla nich, jako klienci – dopustem bożym. I najlepiej, żebyśmy sobie czym prędzej poszli. Pragnę Was przestrzec przed zdecydowanie niesympatyczną kontrolą graniczną, oraz budzącą grozę budką z winietami. Dlaczego? Celnicy patrzą na nas spode łba w nieprzyjemny sposób, w odróżnieniu od sprzedawców winiet, którzy nie patrzą na nas w ogóle i zdają się specjalnie nie dostrzegać naszego istnienia. Nawet putanie w okienko budy nie pomaga, i dopiero Rafałowi, chociaż nie wiem jak, udaje się kupić winiety. Jednocześnie wszystkim Wam, chcącym zawitać do tego kraju winem płynącego przypominam, że winiety niezbędne są do poruszania się na każdej drodze poza terenem zabudowanym.
W ramach potwierdzenia, że w Bułgarii panuje cudowna pogoda, na nasz pierwszy camping przybywamy późną nocą w samym sercu nawałnicy deszczowej. Ziemia pola namiotowego rozmaka tworząc istne bagno, w którym raz po raz utyka kolejny pojazd. Zaradny właściciel dysponuje jednak ciągnikami własnej produkcji i wyciąga klientów z opałów.
Cóż tu robić w tym upalnym kraju? Gdy pogoda się poprawia i z kolei nie daje nam wytchnienia gorąco, wykonujemy pierwszą w życiu kąpiel w Morzu Czarnym. To przyjemny i ciepły akwen, jednak nie nadaje się specjalnie do amatorskiego nurkowania z zestawem ABC. Dno usłane jest drobnymi kamyczkami, próżno szukać tu roślinności i kolorowych rybek. Już na drugi dzień nogi zaczynają świerzbić z nieróbstwa. Do granicy z Rumunią i obrzydłej nam hipsterskiej miejscowości Vama Veche jest około 10 km. „Przejdźmy to pieszo, wybrzeżem!” – pada fenomenalnie głupi pomysł. Trzeba się było trochę lepiej zastanowić i pomyśleć chwilę, co począć na przejściu granicznym. Może dzięki temu zaoszczędzilibyśmy sobie wymownych spojrzeń uzbrojonej straży patrolującej strefę przygraniczną na plaży. Prawdopodobnie, gdyby nie pomoc napotkanego przypadkowo Rumuna – plażowicza, który w naszym imieniu wytłumaczył, że byśmy nie chcieli nielegalnie przekraczać granicy, nie wiedzieli i w ogóle jesteśmy zagubieni, mogłoby być kiepsko. Za głupie pomysły się płaci – nie dość że nie wchodzimy do Rumunii, to na dodatek koszmarną drogę powrotną pokonujemy po ciemku wzdłuż szosy, strasząc przejezdnych swą obecnością na totalnym odludziu. Ponoć tutaj nadal zdarzają się zasadzki na kierowców w celu rabunku. Na stopa nie było co liczyć, pomimo prób.
W Bułgarii dołączają do nas kolejni uczestnicy – Darek i Ela. Razem przemierzamy dalszą część kraju, aby dostać się do najbardziej urokliwej części wybrzeża, znajdującej się pod Sozopolem. W dwa samochody obniżamy się na południe kraju. Po drodze wpadamy na chwilę do najsłynniejszego miejsca dla Polaków – miasteczka Bałczik. Mam wrażenie, że każdy rodak odwiedzający Bułgarię hołduje zasadzie – „Nie byłeś w pełni w tym kraju, jeżeli nie odwiedziłeś ogrodu botanicznego i zamku w Bałcziku”. Kramy uginają się od wszechobecnego badziewie a każdy straganiarz potrafi poprawnie porozumieć się po polsku przynajmniej w zakresie dobicia targu. Po szybkim odznaczeniu Bałcziku na liście „must see” uciekamy do miejsca, które swoją kurortową sławę w Europie osiągnęło chyba tylko i wyłącznie z powodu „kurortowej sławy”. Słoneczny Brzegu – witaj. Odnoszę wrażenie, że chyba jesteśmy mało odporni – niecałe 2 godziny w tym miejscu wywołuje u nas istną palpitację serca i zew natychmiastowej ucieczki. Wszystko gra, ryczy, na każdym kroku jesteś agitowany, aby coś kupić, zjeść, wypić lub skorzystać z miejscowej atrakcji. Szalę przeważa modne zdjęcie na tle egzotycznego plakatu z tropików z żywym egzotycznym ptakiem na ręce.
Ostatni punkt przed campingiem tego dnia to nieodległy Nesebyr. Piękne miasto, dawniej położone na wyspie, zostało połączone ze stałym lądem nasypem kamiennym wraz z drogą. Nasza piątka zwiedza ciasne brukowane uliczki i ucztuje przy strawach tutejszej kuchni.
Późną porą docieramy na nasz camping pod Sozopolem. Wieczorem dnia następnego udajemy się do miasta, aby zakosztować tamtejszych luksusów. Co dla nas niezwykle zabawne – najpopularniejszą atrakcją nabijającą kabzę miejscowym są budy z ubraniami w stylu retro. Ale to nie to, o czym myślicie. Cała rzecz polega na tym, że po raz kolejny płacisz za zdjęcie w bogatej scenerii uwiecznionej na plakatach, z tą różnicą, że zamiast tropikalnego ptaka na ramieniu, przebierasz się w przepocony strój, np. królowej Wiktorii lub arystokraty francuskiego. Peruka wraz z przypadkowymi jej mieszkańcami wszelakiego pochodzenia w gratisie.
Tak powoli płynie nasz czas w Bułgarii. Pewnego leniwego popołudnia, popijając w cieniu drzew zimne piwko, Rafał czyta nam zestaw istotnych informacji o tym nadmorskim kraju. Są one na tyle fascynujące, że inspirują mnie do kolumny:
Drobne Ciekawostki Cieszą:
- Baba Wanga, nieżyjąca od lat pani jasnowidz, to chyba najbardziej znana postać Bułgarii. Trafnie przepowiedziała ona przyszłość tysiącom zwracających się do niej ludzi. Najciekawsze jednak były przepowiednie dotyczące przyszłości naszej cywilizacji. Baba Wanga przepowiedziała dojście do władzy Hitlera, II wojnę światową, upadek Związku Radzieckiego, wybuch w Czarnobylu czy zatonięcie Kurska. Jej przepowiednie biegną daleko do przodu, dlatego z samej ciekawości zachęcam Was- Drodzy Czytelnicy do poznania szalonej wizji wszechświata przedstawionej przez zupełnie niepozorną starszą panią.
- Bułgaria to kolebka jogurtów. Pod koniec XVIII wieku odkryto tam specjalne bakterie, które po dziś dzień służą do produkcji wszelkich jego odmian. Jako produktem narodowym, Bułgarzy obżerają się nim na każdym kroku. Jest to jeden z powodów, dlaczego mieszkańcy Bułgarii cieszą się długowiecznością.
Dobre Rady Wujka Rafała:
- Zastanów się dwa razy przed zakupem piwa bułgarskiego. Pod względem jakości i smaku może ono służyć jedynie jako środek moczopędny.
- Uważaj na to, co zamawiasz w restauracji, a najlepiej sprawdź to najpierw w Internecie. Nazwy bywają całkowicie mylące, a kelnerzy najczęściej nie władają innym językiem niż bułgarski. Dlatego też zamawiając danie o wiele mówiącej nazwie Kebab, dostałem garnek z zawartością przypominającą gulasz. Niepomny swojego błędu, to same danie, ale pod inną nazwą, zamówiłem dwa razy.