Weekend 8-9 kwietnia przeszedł już do historii, historii która pewnie na długo zostanie w naszej pamięci i którą będziemy jeszcze niejednym znajomym opowiadać. Sobotni plan zdobycia Czerwonych Wierchów nie wypalił, dlaczego? Dlatego, że dla nas o wiele ważniejsze od tych szczytów w tym momencie było nasze bezpieczeństwo, zdrowie i życie. Niestety już w piątek przed wyjazdem sprawdzając warunki w naszych ukochanych Tatrach na stronie TOPR ogłoszono trzeci stopień zagrożenia lawinowego co jednoznacznie oznaczało, ze nigdzie w wyższe partie gór nie wyjdziemy.
Wiadomość taka nigdy nie jest dobra wiec się troszkę zezłościliśmy ale już po chwili pomyśleliśmy, ze i tak nie mamy na to wpływu i że przecież w tak kameralnej ekipie jaka była z nami zwyczajnie musi być super, bez względu na wszystko a przecież zostają jeszcze dolinki.
W sobotę zaraz po przyjeździe do Kuźnic i dojściu do Hotelu Górskiego Kalatówki postanowiliśmy wyruszyć by się nieco rozejrzeć, podreptaliśmy wesoło podziwiając przy tym piękną zimę jaką mieliśmy tej wiosny i dotarliśmy na Halę Kondratową a jako, ze prawie była godzina obiadowa weszliśmy do tamtejszego schroniska by coś ciepłego zjeść. Bardzo nas kusiło aby pójść w stronę Kopy Kondrackiej jednak rozsądek zwyciężył. Po krótkiej rozmowie jaką odbyliśmy z ratownikiem TOPR-u który przedstawił trochę faktów na temat istniejących warunków oraz zdecydowanie odradzał pójście dalej niż na Halę Kondratową . Niestety nie wszystkim wystarczają takie zagrożenia jakie mieliśmy w ten weekend. Czasem ludzie myślą że mają kilka żyć albo wcale nie mają wiedzy na temat gór i wędrowania w zimowych warunkach, po weekendzie dochodziły stopniowo informacje o wypadkach jakie miały miejsca w tym czasie. Nie tracąc czasu przeprowadziliśmy szkolenie z nauki hamowania czekanem, dla kilku z Nas było to pierwsza okazja jak zaprzyjaźnić się z czekanem i poćwiczyć technikę hamowania.Wiosna, wiosna, wkoło dużo śniegu. Pod warstwą śnieżną około 10 cm zimowały rozkwitające krokusy.
W niedziele postanowiliśmy przynajmniej dotrzeć na Kasprowy Wierch i tam troszkę spędzić czasu, weszliśmy na przeciwległy dwutysięcznik (Beskid) na którego wejście akurat było zupełnie bezpieczne i przy fantastycznej, słonecznej pogodzie zrobiliśmy sobie mały relaks, widoki były fantastyczne, widoczność niesamowita, powietrze była tak przejrzyste jak mało kiedy. Na niebie ani chmurki, słonko wręcz oślepiało, efektem tego wróciliśmy szczęśliwi i pięknie opaleni z nowymi pomysłami, z nowymi marzeniami i planami na kolejny wspólny wyjazd w Tatry
Aneta Kaniut – Matula
.