Kategorie
Trekking

Weekendowy wypad na Małą Fatrę

Piątkowa gonitwa w robocie, by jak najszybciej skończyć i wreszcie śmignąć w górki. Prawo Murphy’ego ( „jak coś się może zepsuć, to popsuje się na pewno” ) jest jednak niezawodne, toteż ostatecznie udało się ruszyć dopiero ok. 19.00. Odleciały więc w dal marzenia o sutych zakupach w słowackim sklepie ( czynne do 21.00 ), wykorzystaliśmy ostatnią deskę ratunku w postaci stacji paliw. No! Przynajmniej z pragnienia nie umrzemy 😉 Do Stefanovej obie załogi ( śląska i krakowska ) dotarły w zbliżonym czasie ok. 23.00, więc wieczór integracyjny przeciągnął się w długą noc. Było warto 😀

Czas chyba przedstawić ekipę, bo choć nieliczna była ale za to nadzwyczaj różnorodna:

Fundacja 4kontynenty: Alicja, jej siostra Natalia i tzw. „Młody” oraz Ewa ( przez brata ). No i ja – od jakiegoś czasu;

Chatka Skalanka: Wojtek, Dżeju – no i ja;

Klub Góry-Szlaki: tym razem tyko ja.

Natalia i Młody postanowili przez sobotę pozwiedzać okolicę, a na szlak zostało 5 osób, więc jednym autem zjechaliśmy do Bieleho Potoka, skąd zielonym szlakiem ruszyliśmy w górę. Czas nie gonił, spacerowym tempem można było podziwiać małofatrzańskie widoki – tym razem w jesiennym przebraniu 🙂 Podejście szczytowe na Maleho Rozsutca przysporzyło trochę emocji Ewie, bo pierwszy raz miała kontakt z ołańcuchowanym szlakiem, ale poradziła sobie wzorowo.

Na sedlu Medzirozsutce rozdzielilismy się, gdyż Ala i Ewa już nie chciały na Velkeho a Wojtek i Dżeju chcieli. Ja się nie rozerwę, więc postanowiłem towarzyszyć damom – że niby gentelman jestem 😉 Po powrocie do Stefanovej trzeba było jeszcze drugim autem podjechać po pierwsze, ale przy okazji dało się zaliczyć Lidla w Terchovej, więc……znów z pragnienia nie umrzemy.

W niedzielę krakowska załoga wybrała się w Nizke Tatry, zaś śląska postanowiła zrealizować plan do końca: wycieczkę w Janosikove Diery. Drzewa w jesiennych barwach, potoki, wodospady, wąwozy…….nuuuudy. Nie ma co opisywać 😉 Lepiej spojrzeć na zdjęcia. Na fejsie zamieszczam zajawki tylko, więc jak ktoś chce sobie pooglądać całość to zapraszam tutaj:  (klik)

A….jeszcze podziękować chcę całej ekipie za towarzystwo w czasie tego weekendu. Mam nadzieję, że się podobało.

 Grzegorz Grochowski 

Kategorie
Żeglarstwo

Niedźwiedzie Mięso 2016 – etap 2. Rejs SailForum i Fundacji 4 Kontynenty. 07-16.10.2016 r.

W drodze do domu.

Wczesnym rankiem 07.10.2016 r. Marcin  Grabias odbiera busa w Krakowie i wyruszamy w kierunku Lipawa  gdzie oczekuje na nas jacht SY Chiron 2.  Po drodze zbieramy kolejnych członków załogi z naszego deku jak i z zaprzyjaźnionego SY Wołodyjowski. Mijając korki w Warszawie kierujemy się ku granicy z Litwą. Jest już ciemno i późna noc. Mamy spory zapas czasowy, nocna runda przez centrum Kowna sprawia, że nasze chęci do żeglugi coraz to bardziej rosną. W tym samym czasie na Chironie trwają przygotowania do wymiany załóg.

Poranek  08.10 zastajemy Chirona 2 jak i SY Wołodyjowski w porcie. Stoją majestatycznie przy kei, niby się nic nie dzieje jednak na obydwóch dekach ktoś nie śpi. Szybko się organizujemy i zaczyna się wspólne śniadanie na Chironie.  Zaczynają się morskie opowieści z etapu pierwszego. Ostatnie chwile wspólnych załóg, meteo niestety jest niezbyt przychylne żeglarzom. Bus odjedża  my zostajemy oficjalnie przejmując jacht i zaczynając etap drugi.

Niestety na Bałtyku wysoka fala w porcie wiatr, decyzja zostajemy.  Plan dnia upiec ciasto, odpocząć i wędrówka na koncert  do pobliskiego Pubu. Integracja z narodem Łotewskim wyszła nam niespodziewanie dobrze, warto było. Łotwa to przyjazny kraj dla żeglarzy z Polski :)). W tym samym czasie Polacy ogrywają Danie 3:2 powód do kolejnego świętowania z Łotyszami. Polska atmosfera udzieliła się Łotyszom otrzymaliśmy dedykację od zespołu. Fajna chwila że ktoś docenił małą grupę żeglarzy z Polski.

Kiedy część załogi śpi, druga część bawi się na koncercie. O 2.35 odchodzi SY Wołodyjowski w kierunku Gotlandii cel Visbi. Oddajemy cumy Wołodii, ruszają. Zostajemy sami w porcie.

Kiedy się budzimy 9.10  w porcie cisza pogoda się zbytnio nie poprawia wiatr jakby odpuścił, jednak rozkołysany Bałtyk trzyma nas dalej w porcie. Mamy jacht więc aby bardziej sobie umilić czas zaczynamy manewry portowe oficerów i chętnych załogantów z Chirona. Tak przez 2 godziny robimy zacieśnioną cyrkulację i podejście do kei, świetnie nam to wychodziło nawet Tym, którzy pierwszy raz podchodzili jachtem morskim do kei nie wspominając o Tych, którzy byli pierwszy raz na morzu. Mając chwilę czasu robimy poprawki na jachcie rozwijając genuę i dokładając jej długość szotów na rollerze. To już ostanie przygotowanie portowe. Wieczorem odwiedza nas Mara. Jemy razem kolację i się żegnamy gdyż wiemy już, że ruszamy do Pawarosty. 

Przyszedł na nas czas,10.00 rano ostanie przymiarki do startu rzucamy cumy, ruszamy. Wiemy już, że czeka nas żegluga na żaglach. Wiatr nie odpuszcza ale my już stać w porcie nie chcemy. Meteo po drodze się poprawia, wychodzi słońce:),  kilka halsów i widzimy już port  3 mile do celu. Jak się okazało 3 mile to 1 h orki na silniku pod wiatr, wszyscy odwiedzamy  ten port pierwszy raz, który się charakteryzuje prądami poprzecznymi przy wejściu oraz głębokością 3 metrów. Tu znowu się okazało, że  3 GPS na pokładzie i każdy wskazuje co innego. Wszyscy w skupieniu celujemy w główki portu kierując się na nabierzniki.  W trudnych warunkach radzimy Wam odpuścić ten port.

Mijamy główki jacht dalej nosi. Wzdłuż betonowego falochronu około 60 metrów długości są najmocniejsze zawirowania woda wręcz się gotuje. Szczęśliwie wchodzimy w dalszą część portu szukamy miejsca dla naszego jachtu.  Cumujemy przy jachcie na lewej stronie portu  niedaleko kutrów.  Idziemy do biura portu gdzie spotykamy oficera straży granicznej. Witamy się w języku angielskim i pytamy czy możemy tu stać. Oficer nie widzi żadnego problemu i dość mocno był zdziwiony naszą wizytą. W pewnym momencie zaczynamy mówić po rosyjsku i …………

Nie uwierzycie ze sztywnego oficera zrobił się przyjazny człowie, który powiedział że nam pomorze abyśmy dostali się do Mariny Pawarosta na drugim wybrzeżu. Kilka telefonów i otrzymujemy informacje, że czekają na nas w marinie, będzie prąd, woda, prysznic. Na kei Mariny wita nas  Bosman z uśmiechem i też lekko zdziwiony co my tu robimy :))

Ma przygotowany formularz crew list do wypełnienia jednak my mamy swój, w końcu jesteśmy przygotowani  do rejsu pod kątem formalnym. Krótka wizyta u bosmana,  krótka rozmowa i wiemy co gdzie jest w Pawaroście. Idziemy na szybkie zakupy i oględziny miasta. W sezonie widać, że to miasto ma duży potencjał szerokie czyste plaże i las.  Kolacja toast za cudowne ocalenie idziemy spać. Robi się chłodno odpalamy webasto.

Ranek 11.10 wita nas słoneczną pogodę i  zamarznięta keją. W nocy był mróz. Trzeba ostrożnie schodzić z jachtu jest totalna ślizgawica, nie wszystkim udaje się szczęśliwie zejść. Tomasz zaliczył przygodę wywrotką między keją i jachtem jego klejnoty ocalały uff nic mu się nie stało.Podział obowiązków jachtowych, kambuz, zakup pieczywa, zwiedzanie miasta, poszukiwanie grzybów w lesie.

Nasz kapitan Marek wraz z Marcinem zrobili pierwszy rekonesans-portowy są grzyby i poszli w las.Heniek, Krzysiek, Mariusz ruszyli na zakupy i zwiedzanie, extra pogoda jak na zamówienie słonecznie chodź chłodno ale klimat świetny. Druga część załogi Grzesiek, Darek, Marcin, Tomek zostali na jachcie oddając się rękom morfeusza. Mijają godziny czas płynie na zegarku 13,00 czasu lokalnego zaczynamy przygotowania do obiadu.

Na  jacht wpada Kapitan z Marcinem z wielką torbą grzybów. Po obiedzie załoga obiera grzyby by je przygotować na kolację. My w tym czasie przygotowujemy się do kolejnego etapu kierunek Kłajpeda. Meteo sprzyjać ma wiać max 6 i w baksztagu sobie dolecimy do portu. 

Kiedy jesteśmy już gotowi do wyjścia napotykamy przeszkodę, w główkach portu na mieliźnie osiadł duży kuter rybacki.  No to wyszliśmy……… Jak się okazało był to lokalny kuter i wiedział co robić. Przez około 40 minut walczył aż w końcu zeszedł z mielizny i z całym impetem ruszył do portu. Na jego zanurzeniu odczytujemy głębokość 2,7 m. 

Ciekawa sytuacja w naszych głowach rodzą się wątpliwości, udajemy się na drugi brzeg do oficera, podpływamy i prosimy by nas nasłuchiwał na radiu kanał 12. Okazało się, że oficer ma też podgląd na kamerę i będzie nas obserwował.  Ruszamy  wzdłuż kamiennego falochronu rzeka spokojnie płynie dość słaby nurt, zaczyna się betonowy falochron i tu jacht znowu zaczyna tańczyć, pilnujemy się wzrokowo jak i patrzymy na  nasz track wejścia do portu.  Woda pod nami i wokół nas się gotuje, nam udaje się bezpiecznie wyjść około 0,5 mili słyszmymy na radiu oficera czy wsio charaszo?. Podziękowaliśmy za asystę i dozór naszego wyjścia udając się w kierunku odchłani morza.

Zapada zmrok wiatr się znowu rozwiewa, znowu meteo się nie sprawdza. Jacht zasuwa jak motorówka więc refujemy żagle fala się wzmaga. Część załogi poległa dopadła ich choroba morska. Na noc zostaje 4 oficerów i Kapitan. Kapitan śpi, a my podążamy do celu. Wiatr rozwiewa się coraz bardziej, na niebie gwiazdy tak już ciągniemy do rana.

Kłajpeda na horyzoncie jest  12.10.2016 r.,godziny popołudniowe, spod pokładu wyłaniają się  „ chorzy” załoganci  nabierając rumieńców: )) Czy wy też tak macie na innych rejsach ? Mijamy po kolei statki na kotwicowisku i promy, które nas mijają. Znowu mamy niespodzianki mapa mówi, że mają być boje a ich nie ma. W tym monecie można było się poczuć jak w locji Grecji :))

Wchodzimy bezpiecznie długim kanałem do portu a tu nas woła cost guard, krótka rozmowa skąd płyniemy, jaka bandera, ile ludzi na pokładzie i na koniec Welcome in Kłajpeda. Jesteśmy na Litwie.  Mijamy kolejne etapy portowego kanału zakręcając w  wąski kanał do mariny. I tu zonk most zamknięty, cumujemy obok mostu udając się do Mariny.  Tam niespodzianka miłe powitanie i za 5 eurasów w promocji otwierają nam most.  Wchodzimy bardzo wąskim kanałem do Mariny, stoi wiele jachtów, dobrze że Chiron 2 jest dobrze manewrującą łódką. W ciasnym porcie kapitan wprowadził jacht na miejsce wskazane przez bosmana gdzie czekał na nas. Pokazał gdzie się mamy podłączyć i zaprosił do mariny. 

Marin Kłajpeda Castel fajna miejscówka za 20 euro do tego otrzymujemy 2 karty jedną do sanitariatów drugą do prądu. Prąd 1 kw 1 euro kaucja za 2 karty 20 euro. Wskazano nam miejsce gdzie możemy sobie zrobić zakupy co można zwiedzić, operator mostu za to świetnie mówił po Polsku. Szybki posiłek i ruszamy na wieczorny rekonesans na miasto.  Miasto  nocą  jakby puste wracamy na jacht. Nasz jacht zawsze tętni życiem układamy plan dnia.

Przewracamy kolejną kartkę dziennika pokładowego jest 12+1.10.2016. Po śniadaniu ruszamy do muzeum zegarów. Bilet grupowy po 2,5euro wchodzimy.  Spokojnie oddając się czasowi historii mijamy kolejne etapy rozwoju czasomierzy. Nas też czas goni kończymy wizytę udając się do parku na spacer. Na koniec drobne zakupy pamiątki, widokówki, skrzynka pocztowa i ruszamy na jacht. Kambuz ogarnia obiad, reszta załogi przygotowuje jacht do wyjścia w kierunku Helu, z SMS wiemy już że będzie czekał w porcie Hel na nas SY Wołodyjowski. Przed nami wody ekonomiczne Rosji.

Godzina 17.00 most się otwiera Chiron wychodzi z mariny. Bosman i operator mostu żegnają nas my dziękujemy za pomoc :).  W kanale portowym już rozkładamy genie może nas nie przegonią odmeldowujemy się w cost guard i ruszamy w kierunku  port Hel przez wody ekonomiczne Rosji.

Rejs przebiega spokojnie kilka kutrów trzeba było minąć szerokim łukiem, wiatr jakby na zamówienie na samej genui 6 knt. Troszkę nas martwiła prognoza pogody gdyż nad ranem miało być flauta. Staramy się jak najszybciej naganiać w kierunku Helu. Noc znowu dała nam w kość trzeba było refować genie, rozwiało się i to dość mocno.

Około 10 na horyzoncie Hel. Jest 14.10.2016  wieje nieustanie i nic się nie zmienia.  W pewnym momencie słyszymy na radiu mayday mayday mayday tu jacht Moraya, upsss, szybko obliczamy pozycję na mapie gdzie jesteśmy i nasłuchujemy radio, wiemy że jacht jest gdzieś w okolicach Jastarni i poza naszym zasięgiem. Mamy do Helu jakieś 15 mil, wiatr nabiera na sile, wiemy już że czeka na nas załoga Wołodii))).

Ostatni zwrot za kardynałem i kierunek na port. Zwijamy żagle, po jacht Moraye wyrusza Sztorm 2.

My kierujemy się do główek portu.  Bosmanat portu Hel tu jacht Chiron 2 prosimy o zgodę wejścia do portu.  Bosmanat portu Hel macie zgodę, jak długo zamierzacie zostać ?  Sprawdzimy meteo damy znać. Bosmanat portu Hel jest ostrzeżenie przed sztormem …………  dziękuję za informacje ower.  No i wszystko jasne, myślimy co robić. Cumujemy za Wołodią zdzwaniamy się i ruszamy na wspólny obiad do Maszoperii. 

Serdeczne powitanie u drzwi Maszoperii dwóch załóg, znów razem, omawiamy plan na dalszą część dnia i przedstawiamy wizję sztormu.  Załoga Chirona postanowiła spędzić noc w porcie macierzystym  jachtu więc kierunek Górki Zachodnie.  Wołodia nie miał jeszcze bliżej sprecyzowanych planów więc była duża niewiadoma czy się jeszcze spotkamy.

Chiron 2 opuszcza Hel, zaraz za główkami widzimy schodzące kutry i jachty do portu a przed nami kolejne mile do domu. Wiatr zdecydowanie nabrał na sile stawiamy zrefowanego grota i genie lecimy  lewym halsem mocząc prawą burtę w wodzie. Ostatni etap przebiegał na mocnej fali i z dynamicznym kursem, jacht szedł nadal ostro na dużej prędkości. Były to bardzo emocjonujące chwile i prawdziwe żeglarstwo. W końcu trzeba było grota zrzucić za mocno wiało, gienia znowu otrzymała kolejne refy, na horyzoncie główki portu lecz podejście jeszcze długie. Odpalamy sinik genia precz i idziemy w bocznej fali, jacht co jakiś czas dostaje falę z boku. Trzymamy się lewej strony falochronu wchodzimy do portu. Chiron 2 w Górkach Zachodnich czyli w domu  tu zakończył się nasz  drugi etap  Niedźwiedziego Mięsa. Do rana były rozmowy plany na przyszłość i niespodzianka. SY Wołodyjowski znowu przycumował obok nas :)))).

Nie ma to jak integracja między zaprzyjaźnionymi jachtami i jej załogami. Późna noc może ranek, idziemy spać.

Anno Domini 15.10.2016 – budzimy się rano żegnając kolejnych załogantów. Porządki na jachcie, szybkie dokładne sprzątanie zdajemy jacht. Mamy wszyscy świadomość, że to już koniec naszej przygody i było widać smutek oraz duże zadowolenie Kapitana z postawy całej załogi. Żegnając się wiemy, że znów się spotkamy z Wami na morzu, napiszemy wspólnie kolejną morską opowieść.

Ahoj żeglarze.

Mariusz Noworól