Fundacja 4 Kontynenty
Kategorie
Blog

Rumunia – nasz pierwszy przystanek

RUMUNIA

                Po wesołej i w miarę zgrabnej przejażdżce z Krakowa, wjeżdżamy do Rumunii. I już widzimy, że to miejsce będzie dla nas magiczne. Drogi dziurawe jak ser szwajcarski i to dodatkowy wygryziony przez wściekle głodne myszy. Prawdopodobnie z tego powodu dalej bardzo popularnym środkiem transportu jest bryczka konna. Rumunia jest piękna w swojej niestety biedzie. Przejeżdżając przez tutejsze wsie ma się wrażenie, że sąsiadujące ze sobą budynki, połączone wspólnymi płotkami, sypną się w całości jak domki z kart lub domino. Trochę jak Polska powojenna. Mimo to mieszkańcy szczególnie się nie przejmują. Częstym pomysłem na remont jest wymalowanie elewacji na wśćiekły kolor – od razu wygląda lepiej. Pewnego wieczora, przechodząc przez centrum biedniejszej dzielnicy Sighisoary, jesteśmy świadkami cudownej fiesty. Ludzie na środku skrzyżowania bawią się i tańczą do głośnej muzyki puszczonej z jednego z domów. Dzieci grają w gałę pustymi butelkami, psy leniwie wylegują się na poboczach. Żyć nie umierać.

                Co warto (lub też niekoniecznie) w Rumunii:

  • Odwiedzić miasto Sighisoara, czyli zderzenie kultury śródziemnomorskiej, średniowiecznej i tureckiej. Posiada ona ciekawą starówkę, zamek wraz z katedrą na wzgórzu oraz standardowe uliczki zachęcające do zgubienia się w ich odmętach.
  • Zajechać do Sapanty i zobaczyć słynny Wesoły Cmentarz. Niebieskie nagrobki z malunkami obrazującymi życie i śmierć pacjenta leżącego pod ziemią pozwalają nam spojrzeć na sprawę nieuchronnego od trochę innej, zabawnej strony.
  • Zgubić się na offroadzie pośród rumuńskich lasów. Udało nam się to już pierwszego dnia. Rafał, żądny ekstremalnych przygód, postanowił część trasy przejechać bezdrożami. Suzuki i kierowca radzą sobie nieźle, ale drogi z szutrowych i w miarę przejezdnych, przez błotne i pełne kolein, przeradzają się w górsko – leśne i zdecydowanie mało przyjazne. Przez ponad 3 godziny chodzimy z Władkiem przed autem, odgarniając przeszkody i szukając możliwości przejazdu. Prędkość przelotowa, na mój gust to zatrważające 5 km/h.
  • Zanocować na dziko nad jeziorem lub rzeką. Co wspaniałe w tym kraju, jest to całkowicie legalne. Wszyscy obywatele chętnie korzystają z tej możliwości i w weekendy aż ciężko znaleźć wolne miejsce.
  • Przejechać się trasą Transfogardzką. Ta ponoć najpiękniejsza trasa świata, w niektórych momentach daje niekiedy wrażenie, że wyprzedzi Cię tył własnego samochodu.
  • Zwiedzić Fogarasze, czyli najwyższe góry Rumunii. Trzy dni trekkingu dają nam możliwość wykonania całkiem zgrabnej pętli obejmującej wejście na najwyższy szczyt – Moldoveanu.
  • Zagadnąć do obydwu domniemanych zamków Vlada Palownika, czyli słynnego Hrabiego Drakuli. I nic to, że jeden z nich to sypiąca się ruinka (ale zdobyć ją należy pokonując 1400 schodów), drugi natomiast został wybudowany sporo lat po śmierci bohatera.

Drobne Ciekawostki Cieszą:

  • Góry Fogarasze mają ponad 2 tys. metrów wysokości. Pogoda tu panująca obfituje w anomalia. Podczas naszego pobytu nieliczne prześwity słoneczne przeplatają się z wszelkimi rodzajami mgły, oberwaniem chmur oraz gradem. Szczyt zdobywamy leżąc okazyjnie na płasko na ziemi, nie chcąc mieć bliskiego spotkani z jedną z 4 burz. Dodatkowo warto wspomnieć, że grubo ponad połowę spotkanych turystów stanowią nasi rodacy.
  • Porozrzucane górskie schrony oraz jedyne schronisko Podragu to wszystko, co możemy spotkać na swojej drodze, związanego z cywilizacją. Samo Podragu, wbrew swojej koszmarnej opinii internetowej, to miejsce godne odwiedzenia. Położone w samym sercu gór, w malowniczej dolinie, nir oferuje wysokiego komfortu, jednak zdecydowanie warto tu zanocować. Choćby i tylko z tego powodu, aby uniknąć kolejnej nocy w namiocie, obfitującej w nawałnice deszczu, burze i wiatr jak w samym środku cyklonu. Tak przynajmniej wyglądała nasza poprzednia noc, którą Władek uroczyście ogłosił, jako najgorszą w swoim życiu. Ponadto nasz kompan, pomimo wieloletniego doświadczenia w górach, nie zabiera ciepłej odzieży. Skutkuje to jego skrajnym przemoczeniem. Pomimo tego można domniemywać, że nawet dobry sprzęt mógłby w tych warunkach zawieść.
  • Rumunii to głośny naród. Obozując na dziko, z każdego obozu dobiega głośna muzyka. Króluje disco romania, czyli odpowiednik naszego disco polo.

Dobre Rady Wujka Rafała:

  • Zanim pomożesz komuś na drodze, upewnij się, że nie ma on ubezpieczenia assistance. Po stracie ponad godziny w poszukiwaniu pomocy drogowej dla grupy dziewczyn z pękniętą oponą, gdy poruszyliśmy niebo i ziemię aby wszystko załatwić, okazało się, że wolą one wykupioną w Polsce pomoc assistance. No i cóż – całe nasze poświęcenie na nic.
  • Jeżeli pragniesz przeprowadzić się do Rumunii i zapewnić swojej rodzinie godziwy byt, musisz koniecznie wybrać jeden z dwóch najpopularniejszych tu zawodów – taksówkarza lub wulkanizatora. W sumie filozofia jest prosta – gdy kolejna osoba złapie gumę na jednej z miliona dziur (bądź też po prostu nie trafi kołem na nieliczne miejsce, gdzie asfalt w ogóle istnieje), taksówkarz wiezie go do wulkanizatora. Życie jest takie proste i logiczne.
  • Otwórz się na Rumunię i zjedz mamałygę. To danie o wdzięcznej nazwie wykonane jest z pieczonej mąki kukurydzianej, sera bryndza i skwarek. Dla miłośników dań mącznych Rumunia to prawdziwy raj – na stołach królują wszelkiego rodzaju placki oraz oczywiście rozgrzewająca krew palinka, wykonana z dowolnego fermentującego owocu.