Valladolid i okolice, gdzie cenoty z ręki jedzą.
Będzie o tym, co to właściwie są te cenoty, jak wydobywa się sól i co jedzą sępy.
Blog – Zamierzamy w nim opisywać to co myślimy, robimy i planujemy – a także poruszać tematy związane z żeglarstwem, górami, podróżami. Chcesz się podzielić swoją przygodą, doświadczeniem to zapraszamy do współpracy. Prześlij nam swój artykuł i kilka fotografii, które opublikujemy na naszym blogu. Zachęcamy do włączenia się w komentowanie pojawiających się wpisów, chcemy aby nasz blog żył.
Będzie o tym, co to właściwie są te cenoty, jak wydobywa się sól i co jedzą sępy.
Dotarliśmy. A było ciężko. Zafundowałam nam tym razem przelot przeloty klasą, którą określam jako „bardziej ekonomicznie już się nie da”. Przeloty i przesiadki na trasie Kraków – Warszawa – Frankfurt – Toronto – Havana – Cancun zajęło nam ponad 40 godzin. Da się? Da! Przecież Romki w podróży na koniec świata oszczędzają na inne potrzeby niż komfort.
Kolejny raz nadeszła ta wiekopomna dla nas chwila. Znowu udało nam się przekuć plany w rzeczywistość. Tym razem moja prywatna Ziemia Obiecana.
Gdzie wyjechać, żeby znaleźć się na najbrzydszym campingu w Europie? Gdzie znajduje się najbardziej przejrzyste jezioro? Jak zjeść posiłek za śmieszne pieniądze i nie paść z przejedzenia? Jak nie dostać udaru przy 40- stopniowym upale, zdobywając najwyższy szczyt? Przenieście się z nami na Słoneczne Bałkany i poczytajcie.
Po przeżyciu Grecji, Bułgarii i Rumunii wkraczamy do tego całkiem nowego dla nas kraju. Albania – najtańsza i najbiedniejsza, jednak czy nie najpiękniejsza?
Kraj Olimpu, grackich bogów, kolebka filozofii – wita nas wspaniałą pogodą, winem i oliwkami. I oczywiści serem Feta.
Opuszczamy góry, jeziora i rzeki Rumunii. Mamałyga i palinka zostają za nami. Żegnamy niegościnne pogodowo Góry Fogaraskie i zabójczy szczyt Moldoveanu. Po nocnej i ciężkiej przeprawie granicznej lądujemy w Bułgarii. Plan był inny – mieliśmy jeszcze parę dni spędzić na wybrzeżu Rumunii, jednak tamtejszy klimat dyskotekowo – hipsterski znacznie przerósł nasz próg akceptacji. Uciekamy więc dalej.
Aśka, Rafał i Władek – to skład naszej tegorocznej wyprawy w poszukiwaniu mistycznego Końca Świata, czyli Romki na Końcu Świata, vol. 3 – Balkany Edition. Wszystkich Was, Dzielni Czytelnicy, zachęcam do lektury. Będzie pouczająco, zabawnie i strasznie. A przynajmniej tego oczekujemy. Zostańcie z nami.
3 osoby, 1 samochód terenowy, 7 państw do odwiedzenia i prawie 6 tys. km trasy. Do zdobycia dwa najwyższe szczyty odwiedzanych państw. Do wykąpania 3 morza i niezliczona ilość górskich rzek i jezior. No to – zaczynamy.
Arktyka 2017 Śladami ginących Lodowców
Z żalem oddali nam cumy w Lilla Bommens, a my ruszyliśmy w najdłuższy przelot drugiego etapu w kameralnym składzie: Heniu z Andrzejem i Sebą na „Bystrzu” i Paweł ze mną na „Sifu”. Płynąc w dół rzeką Gota ułożyliśmy plan żeglugi na najbliższe dwie doby. Pływanie we dwójkę na 14 metrowym stalowym keczu to już takie małe żeglarskie wyzwanie. Ustaliliśmy dwugodzinne wachty i sposób komunikacji kokpit – mesa, żeby był sposób na obudzenie partnera bez odchodzenia od steru.
Wywiad dla Norweskiej TV
11 jachtów, 90 uczestników, żeglarstwo, szanty, rzyganie na morzu… tak owocnie zapowiadał się, jak dotąd największy event Fundacji 4 Kontynenty – Arktyka 2017 Śladami Ginących Lodowców.
Witamy miasto Łeba na pokładzie
Fundacja 4 Kontynenty ma już rok, oficjalna prezentacja logo wyprawy Arktyka 2017 Śladami Ginących Lodowców
Czasem trzeba ruszyć dalej w świat by inni mogli poznać Nas.
Tak więc wreszcie – dotarliśmy. Jesteśmy tu, w Ushuai, miejscu oznaczonym jako Koniec Świata.
Punta Arenas to w sumie chilijski koniec cywilizacji. Rozsiedliśmy się tu na kilka dni, żeby trochę bardziej zaznajomić się z tutejszym klimatem.
Torres del Paine to najsłynniejszy park narodowy Chile. Miejsce „must be” zaznaczone grubą czcionką na mapie każdego podróżnika, który wybiera się do Patagonii. Jednak z powodu dezinformacji zaistniała duża szansa, że do parku nie wejdziemy.
W końcu dotarliśmy do prawdziwej Patagonii. Ośnieżony szczyt Fitz Roya i wiatr urywający głowę to atrakcje, które na początku dały nam się we znaki.
„Błękitne niebo i ostra lodu biel,
Tak daleko rodzinny został dom.
Jeszcze kilka chwil i przed dziobem ujrzysz cel.
Wypłyniemy po nasz łup…”
Ciężko dobrać cytat z szanty, lodu bieli nie ma, ale wieloryby jedzą z ręki. Zapraszamy!
Mar del Plata to duża miejscowość portowa oddalona około 450 km od Buenos Aires. Dzięki pomocy mojego Wujka mieliśmy przyjemność być tu goszczonym przez naszych polonijnych przyjaciół.