Fundacja 4 Kontynenty
Kategorie
Blog

Odliczanie Czas Zacząć

Nastał taki czas, że trzeba zrobić coś ze swoim życiem. Najwyższy czas wyjść ze swojej strefy komfortu, pozostawić codzienność i… wyjechać na Koniec Świata. Czy to kryzys wieku średniego? Być może, jednak kimże bym była, gdybym mimo wszystko nie zaryzykowała i nie spróbowała… Do dzieła więc!!!

Na początku warto się przedstawić. Nazywam się Aśka Romek i pewnego dnia wpadł mi do głowy pomysł, aby pojechać na Koniec Świata. Dlaczego tam? Powodów jest wiele. Po pierwsze jest to Koniec Świata. Pomimo, że Wikipedia pod tym hasłem przedstawia nam: 

„polski zespół muzyczny powstały w roku 2000 w Katowicach…”,

dla mnie (jak i pewnie dla dużej ilości innych osób) jest to ten malutki skrawek ziemi leżący na terytorium Argentyny z miastem najbardziej wysuniętym na południe naszej Kuli Ziemskiej – Ushuaią.

Moim jedynym i nieodłącznym towarzyszem podróży, znalezionym ponad 12 lat temu będzie mój prywatny i własny mąż 😉 Pomimo, iż wyjazd na drugi koniec świata nie jest spełnieniem jego najskrytszych marzeń, to wiem, że nikt nie sprawdzi się na miejscu, nawet w najtrudniejszych warunkach lepiej niż on. A warunki mogą być trudne…

Nasza wyprawa przewiduje przebycie 4,5 tys.km drogą lądową z Buenos Aires do Ushuaii. Jako miłośnicy natury i lekkiego surviwalu (w ciężkim jeszcze się nie sprawdziliśmy), największą uwagę skupiamy na poznaniu krajobrazów oraz otaczającej przyrody. Chcemy odbyć 10- dniowy trekking po dwóch najsłynniejszych parkach krajobrazowych Chile i Argentyny, na własne oczy zobaczyć wieloryby z młodymi, foki, lwy morskie, lamy, pumy, pancerniki oraz podjąć próbę głaskania pingwinów. To tylko nieliczne punkty „must see” naszej wyprawy, jednak o wszystkich planuję napisać na bierząco. 

Większość noclegów przewidujemy w namiocie. Gromadzenie sprzętu outdoorowego pochłonęło nas do reszty, dlatego też nie ma możliwości, aby nie przetestować jego wytrzymałości 😉 Po wielu staraniach udało mi się również nawiązać kontakt z Argentyńczykami, którzy zdecydowali się gościć nas u siebie przez parę nocy.

Na całą wyprawę mamy miesiąc czasu. To bardzo niewiele, jednak nasze życie codzienne nie pozwala nam na wzięcie dłuższych urlopów. Uważam, że czas, jaki został nam dany to i tak niemało, i zupełnie nie ma na co narzekać.

Niniejszy blog jest pierwszym w moim życiu zapisem stworzonym na podobieństwo dziennika podróży. Cieszę się, że mogę go prowadzić w tym miejscu, czyli z ramienia fundacji 4 Kontynenty. To tutaj przekonałam się, że „CHCIEĆ ZNACZY MÓC”. Do dzieła więc, czas zacząć ostateczne przygotowania. Wyjazd już za tydzień.

Romki na Końcu Świata

Kategorie
Blog

Dla duszy, dla ciała. 4 Kontynenty atakują kolejne szczyty

Coś dla duszy… a co? Spokój, zabawa, przyjaźń, integracja, widoooookiiii, piękne widoki ukochanych Tatr!!!

Dla ciała… hmm? No bo przecież ruch to zdrowie, nasze ciało kocha gdy je rozpieszczamy zdrowo się ruszając i dając mu porządną dawkę energii, gdy dotleniamy nasze płuca napełniając je świeżym, górskim powietrzem… ehhh długo by tak można….

Wreszcie spadł śnieg a w Tatrach bajecznie, biało ale i bardziej niebezpiecznie, z tego ostatniego względu proponuję trekking po cudnie ośnieżonych Czerwonych Wierchach. W zależności od prognoz dokładną trasę ustalę bliżej terminu wyjazdu. Co wiadomo?… Jak zwykle chcemy by kazdy miał możliwość wejścia na szczyt(y) więc trasy nie będą zbyt trudne, oczywiste jest, że jak zawsze silniejsi pomagają słabszym i wspieramy się wzajemnie.

Wiemy już też co zabieramy ze sobą na górskie, zimowe wędrówki:

-Ciepłe, nieprzemakalne buty, ubrania, plecak

-śpiwór, termos, raki, czekan, czołówka, mapa, kompas etc

Wyjazd w piątek po pracy, powrót w niedzielę

Plan mieliśmy „napięty aczkolwiek nie sztywny” :P. (To takie moje i Krzyśka hasło) …

A tak poważnie… nie da się założyć planu idąc zimą w Tatry, nie znając całej ekipy, nie wiedząc jaka mają kondycję i jakie umiejętności oraz oczywiście nie wiedząc jaka nas czeka pogoda bo jak wiadomo w górach zmienia się ona jak w kalejdoskopie. Wiedzieliśmy jedno, że jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli to w sobotę wejdziemy na Starorobociański Wierch (2176m) a w niedzielę chcieliśmy wejść na Czerwone Wierchy. Plan jednak nie wypalił (a raczej nie był sztywny 😀 ). W sobotę na Starorobociańskim był dość silny halny, podmuchy w porywach nawet do 90km/h, wiedzieliśmy ze to niestety przyniesie nam gorszą pogodę kolejnego dnia. Niedziela przywitała nas już spokojna ale deszczowa, plany zostały zmieniony bardzo szybko. W sumie w Tatrach jeszcze nie eksplorowałam jaskiń! Jaskinie? Przecież ja ich nie lubię, boję się, mam klaustrofobię! Hmm, w zasadzie kiedyś pokonałam lęk przed  windą to i może pokonam lęk ciasnych przestrzeni? Udało się! było cudownie, z dużymi plecakami w malutkich, ciasnych i niskich przejściach Jaskini Mylnej było fantastycznie ale i dosyć ciężko. W trudniejszych momentach kiedy już my (dziewczyny) miałyśmy serdecznie dość, postanowiłyśmy śpiewać… kołysankę 😀 Tak, dobrze napisałam, kołysankę, to nam pomagało i wyciszało EMOCJE 😛

Plan miałyśmy jeden, „zatłuc” tego, który tę jaskinię wymyślił…

Hmm, Bartek, Maciek? W zasadzie koniec końcem ktoś doszedł do wniosku, że przecież tam był jakiś organizator, kurde a w zasadzie organizatorka, ooo shit chyba chodziło o mnie ? 😀 Tak czy siak  obyło się bez morderstw a wycieczkę uznano, za wyjątkową atrakcję, też dobrze bo wtedy już bym tu nic naskrobać nie mogła 🙂

Cudowny weekend, wspaniali, nieeee to za mało – fantastyczni ludzie!

Fantastyczna atmosfera, fantastyczne góry i fantastyczna jaskinia! Yyyy i ja to powiedziałam? 🙂

Taaaak, tak właśnie było! Ogromnie dziękuję tym, co byli i tym którzy nam kibicowali, kolejny raz potwierdzam że kocham góry i kocham moje „Owieczki”

Aneta

Kategorie
Blog

Startujemy z blogiem

Celem blogu jest propagowanie naszych działań, pomysłów, marzeń. Zamierzamy w nim opisywać również to co myślimy, robimy i planujemy – a także poruszać tematy związane z żeglarstwem, górami, podróżami … 

Zapraszamy wszystkie osoby do włączenia się w komentowanie pojawiających się wpisów, chcemy, aby nasz blog żył. Osoby związane z naszą fundacją, mające ochotę współtworzyć blog, pisać własne teksty – proszone są o kontakt na adres: fundacja@4kontynenty.pl

Kategorie
Trekking

Weekendowy wypad na Małą Fatrę

Piątkowa gonitwa w robocie, by jak najszybciej skończyć i wreszcie śmignąć w górki. Prawo Murphy’ego ( „jak coś się może zepsuć, to popsuje się na pewno” ) jest jednak niezawodne, toteż ostatecznie udało się ruszyć dopiero ok. 19.00. Odleciały więc w dal marzenia o sutych zakupach w słowackim sklepie ( czynne do 21.00 ), wykorzystaliśmy ostatnią deskę ratunku w postaci stacji paliw. No! Przynajmniej z pragnienia nie umrzemy 😉 Do Stefanovej obie załogi ( śląska i krakowska ) dotarły w zbliżonym czasie ok. 23.00, więc wieczór integracyjny przeciągnął się w długą noc. Było warto 😀

Czas chyba przedstawić ekipę, bo choć nieliczna była ale za to nadzwyczaj różnorodna:

Fundacja 4kontynenty: Alicja, jej siostra Natalia i tzw. „Młody” oraz Ewa ( przez brata ). No i ja – od jakiegoś czasu;

Chatka Skalanka: Wojtek, Dżeju – no i ja;

Klub Góry-Szlaki: tym razem tyko ja.

Natalia i Młody postanowili przez sobotę pozwiedzać okolicę, a na szlak zostało 5 osób, więc jednym autem zjechaliśmy do Bieleho Potoka, skąd zielonym szlakiem ruszyliśmy w górę. Czas nie gonił, spacerowym tempem można było podziwiać małofatrzańskie widoki – tym razem w jesiennym przebraniu 🙂 Podejście szczytowe na Maleho Rozsutca przysporzyło trochę emocji Ewie, bo pierwszy raz miała kontakt z ołańcuchowanym szlakiem, ale poradziła sobie wzorowo.

Na sedlu Medzirozsutce rozdzielilismy się, gdyż Ala i Ewa już nie chciały na Velkeho a Wojtek i Dżeju chcieli. Ja się nie rozerwę, więc postanowiłem towarzyszyć damom – że niby gentelman jestem 😉 Po powrocie do Stefanovej trzeba było jeszcze drugim autem podjechać po pierwsze, ale przy okazji dało się zaliczyć Lidla w Terchovej, więc……znów z pragnienia nie umrzemy.

W niedzielę krakowska załoga wybrała się w Nizke Tatry, zaś śląska postanowiła zrealizować plan do końca: wycieczkę w Janosikove Diery. Drzewa w jesiennych barwach, potoki, wodospady, wąwozy…….nuuuudy. Nie ma co opisywać 😉 Lepiej spojrzeć na zdjęcia. Na fejsie zamieszczam zajawki tylko, więc jak ktoś chce sobie pooglądać całość to zapraszam tutaj:  (klik)

A….jeszcze podziękować chcę całej ekipie za towarzystwo w czasie tego weekendu. Mam nadzieję, że się podobało.

 Grzegorz Grochowski 

Kategorie
Żeglarstwo

Wypad na żagle okiem Zielonołódki – 12-13.08.2016 r.

Wyjazd dla mnie zaczął się dość spontanicznie. Bardziej chciałam spędzić czas ze znajomymi na świeżym powietrzu niż ciągnęło mnie do pływania. Z biegiem szykowania się do wyjazdu powiedziałam sobie: „A cóż mi szkodzi. Do odważnych świat należy” i pomimo obaw wypadnięcia za burtę (a pływać pływam raczej słabo) postanowiłam, że wejdę na tą łódkę skoro wszyscy tak zachwalają, że to takie faaaaajne.

Jako osoba zielona z wiedzy żeglarskiej nie ukrywam byłam lekko zestresowana. Grzecznie zatem założyłam kapok i wielkimi z zaciekawienia oczami przyglądałam się jak wygląda przygotowywanie łodzi do wypłynięcia. Samo wejście na pokład było wyzwaniem, ale bardzo szybko przekonałam się, że takie duże coś tak łatwo się nie wywróci.

Z biegiem rejsu po Jeziorze Dziećkowice przestawałam się bać, a zaczynałam przeżywać miłe chwile. Wiatr we włosach, promienie słońca przebijające się przez chmury, uśmiechnięte twarze znajomych i takie poczucie lekkiego odrealnienia i ucieczki od cywilizacji. Wspaniały relaks. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym zaraz po oswojeniu się z podstawowymi komendami nie zaczęłabym zadawać miliona pytań, na które na szczęście Mariusz i Ola cierpliwie odpowiadali. Spodobało mi się i to bardzo. Jak to Ola mawia taki „chillout” nawodny jest naprawdę super. Nie wiem jeszcze czy stanę się zapalonym żeglarzem, ale kto to wie co życie i 4 Kontynenty przyniosą

Kategorie
Trekking

Góry Stołowe 22-24.07.2016

Góry Stołowe to masyw górski w Sudetach Środkowych na pograniczu polsko – czeskim. Zbudowane są z piaskowców, o rzadko spotykanej strukturze płytowej. Mają 30 mln lat. I są najmłodszymi górami w Polsce

Hasło „Góry Stołowe” pojawiło się krótko po wyprawie do Wąwozu Homole. Krzysztof Zdechlik to hasło rzucił. Ja podchwyciłem i zaczęliśmy dzielić się tym pomysłem z innymi członkami Fundacji 4 Kontynenty. Od słów trzeba było przejść do czynów. Krzysiu opracował trasę, zarezerwował 20 miejsc w schronisku „Pasterka” i udostępnił wydarzenie na Facebooku w grupie 4 Kontynenty.

I tak w piątek, 22 lipca wieczorem, tuż przed zachodem słońca 21 członków Fundacji 4 Kontynenty zameldowało się w schronisku „Pasterka”. Po rozpakowaniu się, poszliśmy podziwiać piękny zachód słońca. Ale to nie była jedyna niespodzianka tego wieczoru. Na polance obok schroniska zagościli młodzi wodniacy ze Szczepu ZHP Czarna Trzynastka Strzebielino, Hufiec ZHP Lębork. Mieliśmy okazję z tymi młodymi adeptami sztuki żeglarskiej podzielić się swoim doświadczeniem. Kolega Artur opowiedział o majówce 4 Kontynentów na Bałtyku. Po wspólnych fotografiach nastąpiła część „artystyczna”. Wspólne śpiewanie szant i piosenek turystycznych.

Następnego dnia obudziła nas ładna pogoda. Słoneczna z bezchmurnym niebem. Po śniadaniu wymaszerowaliśmy w stronę widocznego z naszego schroniska płaskowyżu. Jest to Szczeliniec Wielki o wysokości 919 m. npm. Najwyższy szczyt Gór Stołowych. Po wejściu na szczyt i krótkim odpoczynku w schronisku „Na Szczelińcu” poszliśmy podziwiać tą piękną górę, której krawędzie opadają 300 m. w dół. A sama nazwa góry wzięła się od popękań, gdzie najgłębsze ma 30m. Nie jest to trudna góra. Nie ma tam trudnych podejść. W poruszaniu się po niej pomagają schodki. Niektóre wykute w litej skale. Ale były odcinki gdzie człowiek musiał wciągnąć brzuch, głęboko się pochylić, a nawet upaść na kolana, aby przejść do następnej komnaty. Całe szczęście nikt z uczestników nie miał aż takiej nadwagi, aby gdzieś po drodze się zaklinować J

Rozochoceni ładnymi widokami zapragnęliśmy zobaczyć inne atrakcję Gór Stołowych. Okazałe bastiony skalne, zwane Radkowskimi Skałami, oraz skupisko efektywnych skał piaskowych, zwane Skalnymi Grzybami. Przez miliony lat skały te podlegały erozji i dzisiaj jak sama nazwa wskazuje większość z nich przybrała kształt grzybów. Rozciągają się na bardzo dużym obszarze. Niestety nie zdołaliśmy wszystkiego zobaczyć. Czas szybko mijał i trzeba było wracać do miejsca naszego zakwaterowania.

W drodze powrotnej cześć uczestników w tym i ja, zapragnęła zobaczyć jeszcze grupę skalnych filarów zwanych Białymi Skałami. Po powrocie do schroniska okazało się, że w ten dzień przeszliśmy 33 km.

Wieczorkiem przy schronisku nastąpiła dalsza część integracji ze wspólnym ogniskiem i pieczeniem kiełbasek.

I nastał ostatni dzień naszego wypadu w Góry Stołowe. I została ostatnia przewidziana przez program atrakcja. Błędne Skały. Labirynt skalnych korytarzy otoczony przez skalne grzyby, maczugi i słupy. I znowu od czasu do czasu pojawiały się „problemy” z przeciśnięciem przez węższe przejścia. Ale podobnie jak to było w przypadku Wielkiego Szczelińca wszyscy uczestnicy w doskonałych humorach i z uśmiechem na ustach przebrnęli przez ten labirynt.

Ale wszystko ma swój finisz. Nastał czas powrotów. Koledzy i koleżanki z Wielkopolski i Małopolski oraz cześć Ślązaków po serdecznych pożegnaniach pojechała do swoich domów. Ale nie wszyscy. Niektórzy postanowili zobaczyć jeszcze coś ciekawego w drodze powrotnej. I tak narodził się pomysł, aby odwiedzić kopalnie-muzeum złota w Złotym Stoku.

I to była dobra decyzja. Nie dość że zobaczyliśmy coś ciekawego, to mieliśmy okazję dłużej ze sobą przebywać. A nasz nastrój, który i tak mieliśmy dobry, dodatkowo podnosił nam przewodnik tego muzeum.  Człowiek o dużej wiedzy i dużym poczuciu humoru. Zobaczyliśmy podziemia kopalni. Podziemny wodospad. A zakończyliśmy zwiedzanie kopalni przejażdżką kolejką, którą górnicy poruszali się w chodnikach kopalni.

I tylko na końcu tego pobytu w Złotym Stoku pojawił się żal że już trzeba wracać do domu. Bo tyle atrakcji trzeba było tam zostawić. Podziemny spływ łódkami, park linowy czy też paintball. Ale to już następnym razem J

Mirek Stolarski

Kategorie
Wspinaczka

Wyprawa na Matterhorn 4478 m n.p.m – sierpień 2016 r.

Szukamy osób z DOŚWIADCZENIEM , DOBRĄ KONDYCJĄ, I DUŻĄ ODPORNOŚCIĄ FIZYCZNĄ I PSYCHICZNĄ, na wyprawę na jedną z najpiękniejszych gór świata!. Każdy wspinacz zna tę górę i wie, że to już nie przelewki więc wyżej wymienione cechy obowiązkowo powinien posiadać by się z nami wybrać! Termin podany w wydarzeniu jest tylko czysto orientacyjny, ponieważ i tak wszystko będzie zależało od pogody, wiemy jednak, że planujemy atakować tę górę na przełomie lipca/sierpnia.Szczególnie mile widziane osoby, które były juz na podobnej wysokości i wiedza jak reaguje ich organizm, minimum wspinaczkowe które kandydat powinien mieć to opanowana asekuracja i zjazdy na linie. Z racji niebezpieczeńsw jakie niesie ze sobą, najprostsze wejście granią Hörnli (skala trudności -III) takie jak : osypujące się kamienie, niestabilna skała, dużo ludzi – plan wstępny jest na atak nieco trudniejszą granią Lion. (skala trudności IV+) Jesli masz doświadczenie we wspinaczce, masz potrzebny sprzęt i już od jakiegoś czasu myślisz o tym by stanąć na szczycie Mata, a może już tam byłeś i chciałbyś wejśc np. inną drogą to moze wreszcie nadszedł czas 🙂 Film prezentujący to co nas czeka: PAMIĘTAJ! Matterhorn to nie spacer bo Tatrach, tutaj jeden zły ruch może kosztować życie! Aneta Kaniut-Matula
Kategorie
Trekking

Skrzyczne – 03.07.2016

Kiedy wstajesz rano i za oknem pada deszcz, zakładasz plecak i ruszasz przed siebie…… Tak w deszczowy niedzielny poranek Krzysztof Zdechlik wyciągnął nas na Skrzyczne. Lało, lało, aż w końcu słońce wyszło i towarzyszyło nam do końca dnia.Krótki, siedemnastokilometrowy trekking zakończyliśmy w centrum Szczyrku, gdzie czekały zaparkowane rydwany, które odwiozły nas do domu.

Kategorie
Trekking

Trekking w Górach Stołowych – 22-24.07.2016 r.

Żądni nowych przygód spotykamy się w Karłowie na parkingu pod Szczelincem o godzinie 19. Tam zostawiamy nasze autka i maszerujemy do schroniska na Pasterce (czas przejścia ok 1 godz). Tam czekać będą na nas pokoiki, ciepły prysznic, oraz możliwość dokupienia dobrego jadła i napitków. No i oczywiście jak zwykle będziemy się integrować.
W sobotę około godziny 9 ruszamy w trasę.
Idziemy szlakiem żółtym w kierunku Szczelinca Wielkiego. Na szczycie zwiedzamy rezerwat, delektujemy się pięknymi widokami, nie zapominamy o sweet fociach i po krótkim wypoczynku maszerujemy dalej. Idziemy szlakiem czerwonym w kierunku Radkowskich skał, tam zmieniamy szlak na niebieski i maszerujemy w kierunku Gminy Radków. Dalej szlakiem żółtym mijając wodospad Pośny i skalne wrota maszerujemy do schroniska na Pasterce. Wykąpani i pojedzeni zaczynamy wieczorną część integracji. Koło schroniska jest możliwość zrobienia ogniska więc proszę o zabranie kiełbasek.
W niedziele zabieramy nasze tobołki i koło godziny 10 maszerujemy zielonym szlakiem do rezerwatu błędne skały. Po zwiedzeniu rezerwatu idąc szlakiem czerwonym wracamy do Karłowa do naszych autek.
Informacje dodatkowe.
Koszty:
– dojazd i wyżywienie we własnym zakresie (doświadczenie pokazuje, że uczestnicy naszych imprez doskonale sobie pomagają w organizacji dojazdu)
– nocleg w schronisku 60 zł w tytule „imię, nazwisko, opłata za nocleg – Góry stołowe” na konto Krzysztof Zdechlik BANK MILLENNIUM 06 1160 2202 0000 0001 8110 0181
PROSZĘ NIE WPŁACAĆ ZA NOCLEGI NA KONTO FUNDACJI!!!!
UWAGA! ilość miejsc ograniczona! (20 miejsc)
Liczy się kolejność wpłat.
– 5zł na cele Fundacji 4Kontynenty. (symboliczna kwota, która dla nas znaczy wiele); wpłata na konto:
Fundacja 4 Kontynenty
Bank PKO BP 8010 2023 8400 0098 0202 0056 01
– Wejścia do rezerwatów szczelinie Wielki (7 zł) i Błędne skały (7 zł) płatne indywidualnie na miejscu
– pościel dodatkowo płatna 10 zł w schronisku, ewentualnie można zabrać śpiwór – wedle własnego uznania, płatne indywidualnie na miejscu.
– Zastrzegamy sobie możliwość zmian trasy lub programu, z przyczyn od nas nie zależnych takich jak pogoda, awaria w schronisku itp. Zaznaczam, że my jesteśmy nieustraszeni i dopóki nie będzie trzęsienia ziemi, to idziemy!
– Każdy idzie na własną odpowiedzialność, a osoby niepełnoletnie pod opieką osoby pełnoletniej, która za nią bierze odpowiedzialność!
– Jeżeli ktoś ma jakieś problemy zdrowotne, proszę je zgłaszać dla własnego dobra. Nie jest to jednak obowiązek, ale w razie pojawienia się kłopotów zdecydowanie ułatwi nam zareagowanie.
– Prosimy o punktualność, zawsze można zadzwonić, gdyby wydarzyło się po drodze coś nieoczekiwanego.
– Prosimy o zabranie ze sobą latarek czołówek, mogą się przydać
– Prosimy o dokładne zapoznanie się z trasą.
– Idziemy razem w myśl zasady „wszyscy za jednego, jeden za wszystkich”!!!
– LICZY SIĘ DOBRY HUMOR, POZYTYWNE NASTAWIENIE I DOBRA ZABAWA!!!

kontakt
Krzysztof Zdechlik tel 665 625 172
Mirosław Stolarski tel 605 263 414

Kategorie
Wspinaczka

Grossglockner – 25-27.05.2016 r.

To był niezły spontan, szybka decyzja…. gdy zadzwoniła Ola z zapytaniem czy mielibyśmy z Krzyśkiem ochotę zdobyć najwyższy szczyt Austrii i Tyrolu Grossglockner (3798m) to od razu wiedziałam, że mam chęć pojechać> Krzyśka również nie musiałam do tego przekonywać. Stwierdziliśmy, że potraktujemy tę wyprawę jako rozgrzewkę przed Matterhornem. Było tylko wahanie, którą drogą iść, ponieważ Ola i Paweł chcieli pójść lodowcem, a nam po głowie początkowo chodziła grań. Stwierdziliśmy, że zobaczymy na miejscu jakie będą warunki i wtedy zdecydujemy. Wyjechaliśmy wieczorem w środę poprzedzającą Boże Ciało, na miejscu w Kals przywitała nas piękna pogoda, więc bez zbędnych ceregieli ruszyliśmy w górę. Doszliśmy do schronu na ok. 2800 m i postanowiliśmy następnego dnia o świcie z tego miejsca atakować szczyt. Wstaliśmy ok 3.30, zjedliśmy coś i zrobiliśmy sobie herbatkę, by się rozgrzać przed wyjściem. Warunki w górach były jeszcze bardzo zimowe, zalegało mnóstwo śniegu. Jako, że słonko grzało od kilku dni dość mocno śnieg był rozmiękły i opcja wyjścia o tak wczesnej porze bardzo nam się spodobała, gdyż śnieg po nocy był jeszcze zmrożony. Ułatwiło nam to bezpieczne przejście przez lodowiec. Spięliśmy się w czwórkę liną i ruszyliśmy w górę. Cała droga na szczyt zajęła nam ok. 5,5 godziny, strome podejścia, asekuracja na grani i postoje na picie i robienie zdjęć swoje zrobiło. Trasa w warunkach zimowych do łatwych i zupełnie bezpiecznych nie należy, doświadczenie i umiejętności asekuracji lotnej jest tutaj bardzo ważne. Paweł po przejściu grani i dojściu do schroniska na ok 3.500 chciał zrezygnować z wchodzenia na szczyt, ale za naszą namową i opisaniu dalszej drogi zdecydował się pójść dalej. Jak się później okazało to była słuszna decyzja! Droga na szczyt nie była łatwa, bardzo duże nachylenie, czasem niemal pionowa ściana po której się szło, lecące kawały zmrożonych brył śniegu, którymi się czasem obrywało i ekspozycja na którą tutaj akurat trzeba było być bardzo odpornym. To jednak nas tylko nakręcało, że tym bardziej zmierzymy się z tą górą. No i udało się! Na szczycie stanęliśmy o 10.40, wszyscy razem, cała nasza czwórka. To był piękny moment, szczęśliwi ale i ostrożni, bo przecież najwięcej wypadków zdarza się przy zejściu. Kilka zdjęć i zaczęliśmy schodzić w dół. Pierwszą część ściany pokonaliśmy częściowo zjeżdżając, a potem aż do schroniska asekuracja lotna, przypinanie do poręczówek i słupków w tym celu przygotowanych. Na grani nie wszędzie były stalowe liny czy poręczówki  – trzeba było bardzo ostrożnie schodzić i uważać by się nie pośliznąć. Raki mieliśmy ciągle założone, ale zdarzało się, że spod nogi cały nawis śnieżny odpadał co mogło skończyć się lotem w dół razem z nawisem. Do schroniska szliśmy 5 godzin. Na miejscu herbatka, spakowanie śpiworów oraz reszty tych rzeczy, których nie braliśmy na górę. Podjęliśmy decyzje o schodzeniu do samochodu. Tę noc postanowiliśmy spędzić w hotelu, a następnego dnia wracać do domu. Tak też zrobiliśmy. Aneta Kaniut – Matula