Fundacja 4 Kontynenty
Kategorie
Wspinaczka

Grossglockner – 25-27.05.2016 r.

To był niezły spontan, szybka decyzja…. gdy zadzwoniła Ola z zapytaniem czy mielibyśmy z Krzyśkiem ochotę zdobyć najwyższy szczyt Austrii i Tyrolu Grossglockner (3798m) to od razu wiedziałam, że mam chęć pojechać> Krzyśka również nie musiałam do tego przekonywać. Stwierdziliśmy, że potraktujemy tę wyprawę jako rozgrzewkę przed Matterhornem. Było tylko wahanie, którą drogą iść, ponieważ Ola i Paweł chcieli pójść lodowcem, a nam po głowie początkowo chodziła grań. Stwierdziliśmy, że zobaczymy na miejscu jakie będą warunki i wtedy zdecydujemy. Wyjechaliśmy wieczorem w środę poprzedzającą Boże Ciało, na miejscu w Kals przywitała nas piękna pogoda, więc bez zbędnych ceregieli ruszyliśmy w górę. Doszliśmy do schronu na ok. 2800 m i postanowiliśmy następnego dnia o świcie z tego miejsca atakować szczyt. Wstaliśmy ok 3.30, zjedliśmy coś i zrobiliśmy sobie herbatkę, by się rozgrzać przed wyjściem. Warunki w górach były jeszcze bardzo zimowe, zalegało mnóstwo śniegu. Jako, że słonko grzało od kilku dni dość mocno śnieg był rozmiękły i opcja wyjścia o tak wczesnej porze bardzo nam się spodobała, gdyż śnieg po nocy był jeszcze zmrożony. Ułatwiło nam to bezpieczne przejście przez lodowiec. Spięliśmy się w czwórkę liną i ruszyliśmy w górę. Cała droga na szczyt zajęła nam ok. 5,5 godziny, strome podejścia, asekuracja na grani i postoje na picie i robienie zdjęć swoje zrobiło. Trasa w warunkach zimowych do łatwych i zupełnie bezpiecznych nie należy, doświadczenie i umiejętności asekuracji lotnej jest tutaj bardzo ważne. Paweł po przejściu grani i dojściu do schroniska na ok 3.500 chciał zrezygnować z wchodzenia na szczyt, ale za naszą namową i opisaniu dalszej drogi zdecydował się pójść dalej. Jak się później okazało to była słuszna decyzja! Droga na szczyt nie była łatwa, bardzo duże nachylenie, czasem niemal pionowa ściana po której się szło, lecące kawały zmrożonych brył śniegu, którymi się czasem obrywało i ekspozycja na którą tutaj akurat trzeba było być bardzo odpornym. To jednak nas tylko nakręcało, że tym bardziej zmierzymy się z tą górą. No i udało się! Na szczycie stanęliśmy o 10.40, wszyscy razem, cała nasza czwórka. To był piękny moment, szczęśliwi ale i ostrożni, bo przecież najwięcej wypadków zdarza się przy zejściu. Kilka zdjęć i zaczęliśmy schodzić w dół. Pierwszą część ściany pokonaliśmy częściowo zjeżdżając, a potem aż do schroniska asekuracja lotna, przypinanie do poręczówek i słupków w tym celu przygotowanych. Na grani nie wszędzie były stalowe liny czy poręczówki  – trzeba było bardzo ostrożnie schodzić i uważać by się nie pośliznąć. Raki mieliśmy ciągle założone, ale zdarzało się, że spod nogi cały nawis śnieżny odpadał co mogło skończyć się lotem w dół razem z nawisem. Do schroniska szliśmy 5 godzin. Na miejscu herbatka, spakowanie śpiworów oraz reszty tych rzeczy, których nie braliśmy na górę. Podjęliśmy decyzje o schodzeniu do samochodu. Tę noc postanowiliśmy spędzić w hotelu, a następnego dnia wracać do domu. Tak też zrobiliśmy. Aneta Kaniut – Matula
Kategorie
Trekking

Piknik i trekking we Wąwozie Homole – 04-05.06.2016 r.

Słonko, radość, śmiech i zabawa! Tak najtrafniej, w kilku słowach można określić nasz weekend. Było wesoło! Dwa wspaniałe dni, które jeszcze bardziej nas zintegrowały. Nie przemęczaliśmy się za bardzo 😀 W sobotę było nas pełno we Wąwozie Homole, a w niedziele poszerzyliśmy naszą ekspansję o Sokolicę. Cóż, kto nie był może tylko żałować

Kategorie
Trekking

Sudety – 15-17.04.2016 r.

To był NASZ weekend! Długo wyczekiwany i utęskniony, w gestej i białej jak mleko mgle, ciężkich i jeszcze zimowych warunkach, z kłującym po twarzy spadającym, zmrożonym śniegiem, ulewnym deszczem i wiatrem tak hulającym, że sam pchał w przód iz miało się wrażenie unoszenia w powietrzu…
A jednak…. jednak był to piękny czas, cudownie spędzonych tych kilku dni razem, z ekipą poszerzających się o uczestników i przyjaciół 4 Kontynentów! Rośniemy w siłę, ilość i jakość! Każdy jest wyjątkowy, każdy ma marzenia, które chce spełniać. W Sudetach było 21 fantastycznych osób, wspaniałych, ciepłych i uśmiechniętych ludzi z pasją. W większości jeszcze sie nie znaliśmy a jednak tak zgodnie współpracowaliśmy! Czy to żeglarz, czy górołaz, tancerz, kolarz, tutaj – wsród nas każdy znajdzie swoje miejsce, każdy odkryje jakąś cząsteczkę siebie jakiej jeszcze nie znał. Nieważne czy chodzisz po górach od lat, czy nigdy w nich nie byłeś, z nami nie zostaniesz sam, bo taką mamy zasadę, tempo zawsze dopasowujemy do najwolniejszego 🙂
Wieczorne gry w policjanta i mafię oraz kalambury, taki mieliśmy sposób na wspólną integrację. Zaprzyjaźnieni, szczęśliwi i z wielkim żalem, że nadszedł czas rozstania wyruszyliśmy w niedzielę do swoich domów.
Kolejny szczyt, tym razem Śnieżkę możemy już wpisać na listę „naszych” szczytów!

„Każde marzenie jest nam dane wraz z mocą potrzebną do jego spełnienia.”

fot: Krzysztof Matula

Kategorie
Trekking

Trekking w Beskidach – 09-10.04.2016 r.

Magura Małostowska – Beskid Niski – ponad 50 km pieszo, w niespełna dwa dni!!!

Pomimo niesprzyjającej pogody nasz cel został osiągnięty! Po długiej, pieszej wędrówce, 4Kontynenty zacumowały w sobotę w schronisku na Magurze Małostowskiej! Nieduże, sympatyczne schronisko utrzymane jest w nietypowym stylu bacówki beskidzkiej. Stoi na skraju niewielkiej polanki i służy turystom od lat 50. XXw. Przez długi czas było jedynym schroniskiem górskim w całym Beskidzie Niskim. Jak zwykle, nie obyło się bez licznych przygód!

Humory jednak dopisywały wszystkim! Ani dodatkowe km, ani mgły, ani deszcze i błota nie zdołały ściągnąć radości z naszych twarzy!!! W nas jest siła i moc!! Dla niektórych wyprawa była prawdziwym wyzwaniem i testem wytrzymałości!! Niektórzy mieli okazję po raz pierwszy raz w życiu zakosztować magii schroniskowej atmosfery. Bo radość nie jest darem losu z napisem dla wybranych…. Radość jest stanem umysłu, a więc tworzymy ją sami!!!! Razem jesteśmy niepokonani!!!

Kategorie
Trekking

Turbacz – 12-13.03.2016 r.

Turbacz najwyższy szczyt Gorców. Jego wysokość to 1310 m npm. Niektóre źródła podają nawet 1314 m npm. Z tarasu widokowego schroniska znajdującego się pod Turbaczem rozpościera się przepiękna panorama Tatr. Szczególnej urody o świcie. I z takimi wiadomościami ekipa z Fundacji 4 Kontynenty w dniu 12 marca, meldowała się z samego rana w Rabce. By zdobywać kolejne szczyty, by realizować swoje marzenia.

Przywitała nas dżdżysta pogoda. No cóż ranki, a szczególnie w górach takie mogą być. Nawet w tych niższych górach. Nie zrażenie zakładamy ochraniacze na plecaki, a kaptury na głowy. I czerwonym szlakiem ruszamy w górę. Mamy do przejścia 20 km. Jak na razie nie widać poprawy pogody. Błotko chlupoce nam pod nogami. Ale my ze śmiechem na ustach idziemy dalej i dalej. Dochodzimy do Schroniska na Maciejowej. By chwilę odpocząć, ogrzać się i nawiązać bliższe kontakty z nowymi członkami grupy.

Po opuszczeniu ciepłego i przytulnego schroniska i po przejściu paru kilometrów obserwujemy zmianę warunków pogodowych. Robi się zimniej. Deszczyk już nie pada. A zamiast błota pojawia się śnieg. Na początku są to pojedyncze łaty. Ale już wiemy że w górach zima jeszcze nie poddała się wiośnie. W takich warunkach dochodzimy do kolejnego Schroniska Stare Wierchy. Chwila odpoczynku. Czas na gorącą herbatę i posmakowanie świeżych oscypków. Ale już nas wzywają. Czas na nas.

Mamy do pokonania ostatni odcinek do Schroniska na Turbaczu. Śnieg do pary z mrozem już całkowicie opanowali trasę naszej wędrówki. Ale dla nas nie jest to żadna przeszkoda. My lubimy wyzwania. I nawet otaczającą i nieprzenikliwą mgłę zaakceptowaliśmy.

Widzimy jaka musiała odbywać się walka między zimą i wiosną. Witać to na drzewach, kiedyś ośnieżonych, które poczuły ciepły oddech wiosny, co doprowadziło do szybkiego topnienia śniegów. I w tym momencie ukazała się siła i moc zimy. Powróciła i brutalnie przywróciła swoje porządki. Pozostawiając bajeczne rzeźby na drzewach. Nie możliwych do wykonania przez człowieka. A tak łatwych do stworzenia przez naturę.W takich warunkach, podziwiając otaczającą nas przestrzeń docieramy na szczyt Turbacza. Zadowoleni i szczęśliwi gratulujemy sobie. Robimy pamiątkowe fotki. I spełnieni docieramy do naszego miejsca kwaterunku.

W schronisku po krótkim odpoczynku następuje dalsza cześć integracji. Wspólne ognisko z pieczeniem kiełbasek. Nawet przenikliwy mróz musiał nas długo przekonywać do powrotu w ciepłe pielesze schroniska. A tam ciepła herbata, pyszny jabłecznik i ciasto z jagodami. I oczywiście wiele uśmiechów, śpiewów i ciekawych opowieści do późnych godzin nocnych.

Nastał poranek. Pojawiła się nadzieja na piękne widoczki, na cudowną panoramę Tatr. Jak szybko się pojawiła, tak szybko znikła. Biały całun mgły zawitał w Gorcach na dłużej. Wtedy przypomniałem sobie mój powrót w góry, który miał miejsce 2 lata temu. Wybrałem się wtedy w Bieszczady. Moje pierwsze Bieszczady.

Przez dwa dni chodziłem po podobno pięknych Bieszczadach w gęstej mgle, tak jak w tym przypadku. Drugiego dnia wracając na kwaterunek obiecałem sobie że jeszcze do nich wrócę. I moje chęć zobaczenia pięknych Bieszczad zastała nagrodzona już następnego dnia. A w zeszłym roku Bieszczady zawładnęły mną na zawsze. I tak będzie w tym przypadku. Niedługo nacieszę się magnetyczną panorama Tatr.

Niezrażeni z dobrymi humorami rozpoczęliśmy drugi dzień naszej eskapady po Gorcach.Po śniadaniu nastąpił powrót tym razem niebieskim szlakiem. Tak samo długi i tak samo ze zmiennymi warunkami pogodowymi. Tylko na odwrót. Najpierw był mróz, a na końcu mżawka i błotko. W dolinie natknęliśmy się na wiosenne kwiaty. Widać że wiosna szykuje się do decydującego ataku. Zmęczeni, ubłoceni wróciliśmy do miejsca startu. Ale w jakże innych nastrojach. Nawiązaliśmy nowe znajomości i przyjaźnie. Obdarzyliśmy się nawzajem zaufaniem i serdecznością. Wiem że w niedalekiej przyszłości znowu pójdę z tymi ludźmi zdobywać góry, morza i dalekie lądy.

Jeżeli i Ty lubisz przygodę i przebywanie wśród ludzi pozytywnie zakręconych przyłącz się do Fundacji 4 Kontynenty.

Mirek Stolarski

Kategorie
Trekking

Istebna – spotkanie weekendowe – 12-14.02.2016 r.

Istebna – malownicza miejscowość w Beskidzie Śląskim, to tutaj miało miejsce nasze kolejne zimowe spotkanie które zorganizował kpt. Zbigniew Marek. Naszym domem stała się na kilka dni Willa Sofia w Istebnej, gdzie wspólnie z członkami grupy 4 kontynenty spędzaliśmy czas na biesiadzie i szantach. Wieczorny kulig sprawił radość wielu osobom, odkryliśmy gdzie mieszka zima!
Najbardziej cieszyły się dzieci :)) Miło było patrzeć jak ochoczo rzucają śnieżkami czy pieką kiełbasy w bacówce : Kwaśnica pobudza do działań …..
Wieczorną porą Radek Krężałek , Dominika Pacocha i Adam Antonik pokazali swój kunszt artystyczny zabrzmiały szanty. Mijały kolejne godziny wieczoru aż zastał nas świt.
Trudne są rozstania , już nie długo kolejne spotkania.

Mariusz Noworól

Kategorie
Trekking

Ciemniak zimową porą – 05-07.02.2016 r.

Z 4 kierunków Polski, pod gwiaździstym niebem Tatr, kierując się w stronę schroniska Ornak. Tak zaczęło się dnia 5 lutego 2016 nasze kolejne spotkanie z górami. Tym razem naszym celem był szczyt Ciemniak 2096 m n.p.m. Pogoda znowu nam dopisała, Tatry po raz kolejny ukazały swój zimowy urok. Szlak na Ciemniak wymagał od nas dużego wysiłku ze względu na zalegający śnieg i licznie kryjące się pod śniegiem oblodzenia. Razem krok po kroku, minuta po minucie osiągnęliśmy swój cel.
Po chwilach spędzonych na szczycie Ciemniaka i zrobieniu fotek przyszedł czas powrotu. Pogoda powoli się zmieniała i wiatr nabierał na sile. W promieniach zachodzącego słońca opuszczaliśmy masyw Czerwonych Wierchów . Część z nas ostanie metry szlaku pokonywała już w nocnej scenerii . Znowu gwiazdy nad nami Orion wzbijał się nad horyzont.
Dla wielu z nas było to pierwsze zimowe wejście powyżej 2000 m, zdobyte doświadczenie przyda się już wkrótce na kolejnych górskich wyprawach z grupą 4 kontynenty.

Kategorie
Trekking

Tatry Zachodnie – 22-24.01.2016 r.

Dnia 22-24 stycznia wraz z ekipą 4 Kontynenty wybraliśmy się w Tatry Zachodnie na mały trekking oraz integrację. Trasa jaką zaproponowałam miała być bezpieczna, łatwa, przyjemna a zarazem pouczająca 🙂

Żeby nie tracić czasu i wystarczająco wcześnie rano wyjść w góry postanowiłam, że pojedziemy już w piątek by wieczorem zakwaterować się w schronisku na Polanie Chochołowskiej. Tak też zrobiliśmy. Tego wieczora był spory mróz bo ok -20st. Nam to jednak zupełnie nie przeszkadzało, atmosfera była na tyle gorąca że nas rozgrzewała. Trasa do schroniska z parkingu na Siwej Polanie wynosiła jakieś 6,5 km, tak ochoczo maszerowaliśmy (z ciężkimi plecakami) że ta dość długa droga bardzo szybciutko nam zleciała a szybkim marszem i żartami tak się rozgrzaliśmy, że nawet nie czuliśmy jak niska temperatura powietrza była. Po zakwaterowaniu w schronisku godzinne pogaduchy, poznanie wszystkich uczestników, ustalenie planu na kolejny dzień oraz godziny wymarszu w góry. w sobotę rano spotkaliśmy się już na śniadanku i ok 9.15 wyruszyliśmy by zdobyć trzy szczyty jakie zaplanowałam grupie 4 kontynenty. Pogoda dopisywała fantastycznie! Pełne słonko i niewielki mrozik bo ok -7st.

Plan był następujący: kolejno – Szczyt Grześ 1653m n.p.m, Rakoń 1879m n.p.m oraz najwyższy z nich – Wołowiec 2064m n.p.m.W czasie drogi rozmowa jak posługujemy się i chodzimy w rakach by sobie i komuś krzywdy nie zrobić (nie wszyscy mieli okazję wcześniej w nich chodzić) oraz opisowo jak w razie potrzeby korzystamy z czekana gdyby zaszła taka konieczność (śniegu niestety mieliśmy zbyt mało na trening hamowania czekanem). Cała trasa zaplanowana była tak by powrócić do schroniska przed zachodem słońca i tak też się udało. Szliśmy zaskakująco dobrym tempem, co bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło wiedząc że nie wszyscy chodzą po górach. Dobre nastroje i humory nie opuszczały nas pomimo iż od wejścia na Rakoń zaczął wiać dość silny i mroźny wiatr, który sprawił że zaczęliśmy opatulać swoje twarze maskami, szalami i tym co tylko mieliśmy. Gdy na chwilę wiatr ucichł nasze zmarznięte ręce i twarze ogrzewało słoneczko. Wejście na Wołowiec to było prawdziwe wyzwanie dla tych o nieco słabszej kondycji. Nie zostawiliśmy jednak nikogo samego. Bartek prowadził grupę do góry a ja i Krzysiek zamykaliśmy ekipę by mieć pewność, że jesteśmy wszyscy. Na szczycie stanęliśmy wszyscy około godziny 13.00 robiąc pamiątkowe zdjęcia. Wołowiec dla niektórych uczestników wyjazdu był pierwszym dwutysięcznikiem zdobytym zimą a dla niektórych w ogóle pierwszym szczytem powyżej 1600m n.p.m na jakim byli. Tym większa radość wszystkich nas rozpierała. W cudownych nastrojach i żartami zeszliśmy do schroniska na przepyszny obiadek. Wieczorkiem przy herbatce spotkaliśmy się w kuchni turystycznej (jak poprzednio) i opowiadaliśmy sobie wzajemnie o swoich odczuciach, radości i dumie. Niby nic a zarazem tak
wiele :)Jako, że w niedzielę pogoda nam się nieco pogorszyła a i wiedząc o Pucharze Świata w Zakopanem, postanowiliśmy z Krzyśkiem i Bartkiem zrobić krótszą trasę niż było wstępne (do zmodyfikowania) założenie. Pakując swoje plecaki (wszystko z czym przyszliśmy) poszliśmy na Trzydniowiański Wierch – 1758m n.p.m. Potraktowaliśmy chodzenie z ciężkim plecakiem jako trening przed jakimiś poważniejszymi górami w przyszłości (niektórzy w grupie planują Mont Blanc w tym roku). Szlak na Trzydniowiański Wierch był miejscami mniej przetarty, szło się momentami ciężej niż na sporo wyższy Wołowiec ale to głównie za sprawą długiej ścieżki przez las i mgły w której nie mogliśmy podziwiać widoczków naszych przepięknych Tatr. Po zejściu na parking szybki obiadek, rozmowy na temat tras, weekendu itd. Wyjazd wszystkim się podobał, prawie wszyscy jesteśmy zgodni… Więcej tak udanych weekendów i więcej takich wspólnych wyjazdów!!!Dziękuję wszystkim za uczestnictwo w wyjeździe, Mariuszowi za danie mi możliwości bym mogła Wam taki piękny trekk zorganizować i dziękuję za te wszystkie uśmiechnięte, szczęśliwe buzie. Jesteście the best, z Wami na koniec świata! Mam nadzieję, że moja relacja Wam się spodobała przynajmniej w połowie tak jak nasz wspaniały weekend. Do kolejnego wyjazdu .

Aneta Kaniut – Matula