Kategorie
Trekking

Skrzyczne – 03.07.2016

Kiedy wstajesz rano i za oknem pada deszcz, zakładasz plecak i ruszasz przed siebie…… Tak w deszczowy niedzielny poranek Krzysztof Zdechlik wyciągnął nas na Skrzyczne. Lało, lało, aż w końcu słońce wyszło i towarzyszyło nam do końca dnia.Krótki, siedemnastokilometrowy trekking zakończyliśmy w centrum Szczyrku, gdzie czekały zaparkowane rydwany, które odwiozły nas do domu.

Kategorie
Trekking

Trekking w Górach Stołowych – 22-24.07.2016 r.

Żądni nowych przygód spotykamy się w Karłowie na parkingu pod Szczelincem o godzinie 19. Tam zostawiamy nasze autka i maszerujemy do schroniska na Pasterce (czas przejścia ok 1 godz). Tam czekać będą na nas pokoiki, ciepły prysznic, oraz możliwość dokupienia dobrego jadła i napitków. No i oczywiście jak zwykle będziemy się integrować.
W sobotę około godziny 9 ruszamy w trasę.
Idziemy szlakiem żółtym w kierunku Szczelinca Wielkiego. Na szczycie zwiedzamy rezerwat, delektujemy się pięknymi widokami, nie zapominamy o sweet fociach i po krótkim wypoczynku maszerujemy dalej. Idziemy szlakiem czerwonym w kierunku Radkowskich skał, tam zmieniamy szlak na niebieski i maszerujemy w kierunku Gminy Radków. Dalej szlakiem żółtym mijając wodospad Pośny i skalne wrota maszerujemy do schroniska na Pasterce. Wykąpani i pojedzeni zaczynamy wieczorną część integracji. Koło schroniska jest możliwość zrobienia ogniska więc proszę o zabranie kiełbasek.
W niedziele zabieramy nasze tobołki i koło godziny 10 maszerujemy zielonym szlakiem do rezerwatu błędne skały. Po zwiedzeniu rezerwatu idąc szlakiem czerwonym wracamy do Karłowa do naszych autek.
Informacje dodatkowe.
Koszty:
– dojazd i wyżywienie we własnym zakresie (doświadczenie pokazuje, że uczestnicy naszych imprez doskonale sobie pomagają w organizacji dojazdu)
– nocleg w schronisku 60 zł w tytule „imię, nazwisko, opłata za nocleg – Góry stołowe” na konto Krzysztof Zdechlik BANK MILLENNIUM 06 1160 2202 0000 0001 8110 0181
PROSZĘ NIE WPŁACAĆ ZA NOCLEGI NA KONTO FUNDACJI!!!!
UWAGA! ilość miejsc ograniczona! (20 miejsc)
Liczy się kolejność wpłat.
– 5zł na cele Fundacji 4Kontynenty. (symboliczna kwota, która dla nas znaczy wiele); wpłata na konto:
Fundacja 4 Kontynenty
Bank PKO BP 8010 2023 8400 0098 0202 0056 01
– Wejścia do rezerwatów szczelinie Wielki (7 zł) i Błędne skały (7 zł) płatne indywidualnie na miejscu
– pościel dodatkowo płatna 10 zł w schronisku, ewentualnie można zabrać śpiwór – wedle własnego uznania, płatne indywidualnie na miejscu.
– Zastrzegamy sobie możliwość zmian trasy lub programu, z przyczyn od nas nie zależnych takich jak pogoda, awaria w schronisku itp. Zaznaczam, że my jesteśmy nieustraszeni i dopóki nie będzie trzęsienia ziemi, to idziemy!
– Każdy idzie na własną odpowiedzialność, a osoby niepełnoletnie pod opieką osoby pełnoletniej, która za nią bierze odpowiedzialność!
– Jeżeli ktoś ma jakieś problemy zdrowotne, proszę je zgłaszać dla własnego dobra. Nie jest to jednak obowiązek, ale w razie pojawienia się kłopotów zdecydowanie ułatwi nam zareagowanie.
– Prosimy o punktualność, zawsze można zadzwonić, gdyby wydarzyło się po drodze coś nieoczekiwanego.
– Prosimy o zabranie ze sobą latarek czołówek, mogą się przydać
– Prosimy o dokładne zapoznanie się z trasą.
– Idziemy razem w myśl zasady „wszyscy za jednego, jeden za wszystkich”!!!
– LICZY SIĘ DOBRY HUMOR, POZYTYWNE NASTAWIENIE I DOBRA ZABAWA!!!

kontakt
Krzysztof Zdechlik tel 665 625 172
Mirosław Stolarski tel 605 263 414

Kategorie
Żeglarstwo

Regaty o Naftową Lampę Komandora YC Opty – 18/19.06.2016 r.

Nocne regaty o Naftową Lampę Komandora YC Opty już za nami. Była to fajna przygoda, w której wzięły udział dwie załogi Fundacji 4 Kontynenty. Kiedy księżyc pojawił się na horyzoncie my na kei przygotowywaliśmy łódki do startu w nocnych regatach. 22.30 padła komenda start ruszyliśmy do akcji, czas operacyjny półtora godziny do 24.00. Regaty polegały na zebraniu jak największej ilości wianków, które zostały rozmieszczone na akwenie o wielkości 2 na 5 km. Udało nam się zebrać 4 wianki co dało nam 2 miejsce. Po zakończeniu oficjalnej części regat czas wolny spędziliśmy przy ognisku z resztą załóg i członkami Yacht Club Opty.
Następnego dnia ruszyliśmy na wodę gdzie spędziliśmy wspólnie czas pod żaglami do późnych godzin wieczornych.

Mariusz Noworól

Kategorie
Żeglarstwo

Rejs na 7 jachtach, czyli majówka Fundacji 4 Kontynenty

„Mój Kapitan był najlepszy, nasza załoga była najbardziej zgrana, nasz jacht był najdzielniejszy…” – takie głosy i licytacje można było usłyszeć lub przeczytać na Facebooku w trakcie majówkowego rejsu 4 Kontynentów.

To efekt tego, że zaplanowana i zrealizowana na 7 jachtach majówka okazała się sukcesem i uczestniczący w niej w liczbie 70 żeglarze, w większości stawiający pierwsze kroki na morzu byli bardzo zadowoleni z morskiej przygody, atmosfery, która towarzyszyła całej grupie oraz temu, że i Neptun patrzył łaskawym okiem – na grupę niespokojnych duchów, włóczących się do tej pory po górskich szlakach, przemierzających godzinami rowerowe trasy, szukających nowych wyzwań…

A zaczęło się typowo dla wilków morskich. W piątek od godzin porannych do późnego wieczora zjeżdżali się po kolei uczestnicy z całej Polski. Gdy wszyscy zostali zebrani i przywitani, przekazano informację: „Wychodzimy o 2.00 w nocy”. Nocny rejs, nocne wyjście z portu – to daje poczucie dumy nie tylko początkującym żeglarzom.

Jak powiedziano, tak zrobiono. Po godzinie 2.00 sprawnie jacht za jachtem, jak po sznureczku, odbijał od nabrzeża i kierował się ku główkom portu w długi jak na pierwszy dzień kurs ku Łebie. Pierwsza nocna wachta, pierwszy wschód słońca na morzu, pierwsze śniadanie przygotowywane na jachcie i zjedzone w kokpicie. I te białe żagle… A wszystko co dobre jeszcze przed nami! I tak pierwszy dzień mijał w atmosferze nowości, przeżyć i bardzo dobrej pogody. „No, wiatru by mogło być więcej” – pewnie westchnął po cichu niejeden z 7 kapitanów, ale i tak łapiąc baksztagowe podmuchy jachty zbliżały się do portu.

Kiedy słońce chyliło się ku zachodowi, ukazały się główki Łeby oraz latarnia morska, a zgromadzonym na plaży i nabrzeżu turystom ukazał się niesamowity widok: 7 jachtów pod jedną flagą – 4 Kontynenty wchodziło do portu. – Dla mnie było to wzruszające przeżycie – powiedział jeden z kapitanów. – Wchodziłem w środku, mając przed i za sobą mnóstwo przyjaciół – powiedział. Ta atmosfera przyjaźni, wspólnego pływania, jachtów płynących blisko siebie utrzymała się do ostatniego dnia.

Łeba przywitała nas gościnnie. Zaproszeni zostaliśmy na wspólnego grilla przez władze mariny, rankiem na spotkanie z burmistrzem, gdzie obok wspomnień, planów, pasji żeglarskiej, burmistrz uraczył nas kawą i pysznymi ciastami. Jednak chyba i on nie był w stanie wyobrazić sobie ilości osób biorących udział w rejsie, bo smakołyki zniknęły bardzo szybko. Kilkadziesiąt wspólnych zdjęć, deklaracje współpracy i że „jeszcze tu za rok wrócimy, tylko marina musi być większa – bo już w kilkanaście jachtów” – i zaczął nas palić ląd. Czas oddać ostatnią cumę i znów odetchnąć świeżą, morską bryzą, gdzie na otwartej przestrzeni łagodny „bajdewind” położył jachty na lewym halsie.

Kurs Władysławowo! Po drodze zawody, na którym jachcie zostanie przyrządzony wspanialszy obiad. Oczywistym było, że na „Xeli”, ale przecież od tego jest subiektywizm, żeby każdy mógł zachwycać się swoim.  Tak naprawdę to tylko przekomarzania, bo i tak wszyscy żyli tym, że stanowią jedną dużą rodzinę. Leniwie płynące godziny, wraz z nimi morskie mile… Wieczór, cudowny zachód słońca z przylądkiem Rozewie i górującą latarnią morską. Wejście do portu już po zmierzchu, liczenie jachtów. Jest staruszek Wołodyjowski – to są wszyscy!!! Kolejny dzień na morzu za nami. No i portowe wędrówki ludów po poszczególnych jachtach, tu Bystrze, tam Electra, gościnny jak zawsze Momo One, obok Jazon i Altamas, śpiew, gitary, szanty. Do rana, bo przecież rano znów trzeba wyjść w morze.

Poniedziałek, jeśli ktoś go nie lubi, to tym razem musiał o tym zapomnieć. W drodze na Hel… Zamówiona pogoda, słońce, szkolenia żeglarskie. W oczekiwaniu na wieczorne atrakcje, gdy zarezerwowane całe górne piętro tawerny Kuter wypełnione zostanie przez 4 Kontynenty. A tam już radosna impreza na całego. Szanty, rum, piwo i dziewczyny. A gdzie rum i dziewczyny – tam tańce na stole, tam zabawy! Do północy, bo po niej konieczna wizyta w Capitanie Morganie i dalsze śpiewanie szant i pieśni kubrykowych. Płynące godziny i wchód słońca na plaży. Aż szkoda kończyć… Cóż, trzeba wracać do Górek…

Wtorek, niestety ostatni dzień… Aby go wydłużyć i jak najwięcej czasu spędzić razem po wyjściu z portu, jachty zostały szczepione w wielką tratwę. Morze gładkie pozwoliło na takie zabawy. I była pewność, że żaden z powiązanych jachtów nie ucieknie jako pierwszy do przodu! Wspólne biesiadowanie, rozmowy, snucie planów. Bo przecież przed nami wielkie wyprawy! Już w tym roku wielka pętla po Bałtyku i Morzu Północnym oraz ogłoszona właśnie w trakcie rejsu wyprawa Arktyka 2017. Jest o czym mówić, marzyć, dyskutować…

Tak więc pomimo, że Górki Zachodnie oznaczały koniec naszej majówki, że jachty zostały zdane, a wszyscy spakowani wylądowali na pirsie – zostało w nas przekonanie, że stanowimy wspaniałą grupę ludzi, z wielkimi planami na przyszłość, że chcieć to móc! Zapraszamy do nas, do grupy 4 Kontynenty!

MR

foto: 4K

Kategorie
Wspinaczka

Grossglockner – 25-27.05.2016 r.

To był niezły spontan, szybka decyzja…. gdy zadzwoniła Ola z zapytaniem czy mielibyśmy z Krzyśkiem ochotę zdobyć najwyższy szczyt Austrii i Tyrolu Grossglockner (3798m) to od razu wiedziałam, że mam chęć pojechać> Krzyśka również nie musiałam do tego przekonywać. Stwierdziliśmy, że potraktujemy tę wyprawę jako rozgrzewkę przed Matterhornem. Było tylko wahanie, którą drogą iść, ponieważ Ola i Paweł chcieli pójść lodowcem, a nam po głowie początkowo chodziła grań. Stwierdziliśmy, że zobaczymy na miejscu jakie będą warunki i wtedy zdecydujemy. Wyjechaliśmy wieczorem w środę poprzedzającą Boże Ciało, na miejscu w Kals przywitała nas piękna pogoda, więc bez zbędnych ceregieli ruszyliśmy w górę. Doszliśmy do schronu na ok. 2800 m i postanowiliśmy następnego dnia o świcie z tego miejsca atakować szczyt. Wstaliśmy ok 3.30, zjedliśmy coś i zrobiliśmy sobie herbatkę, by się rozgrzać przed wyjściem. Warunki w górach były jeszcze bardzo zimowe, zalegało mnóstwo śniegu. Jako, że słonko grzało od kilku dni dość mocno śnieg był rozmiękły i opcja wyjścia o tak wczesnej porze bardzo nam się spodobała, gdyż śnieg po nocy był jeszcze zmrożony. Ułatwiło nam to bezpieczne przejście przez lodowiec. Spięliśmy się w czwórkę liną i ruszyliśmy w górę. Cała droga na szczyt zajęła nam ok. 5,5 godziny, strome podejścia, asekuracja na grani i postoje na picie i robienie zdjęć swoje zrobiło. Trasa w warunkach zimowych do łatwych i zupełnie bezpiecznych nie należy, doświadczenie i umiejętności asekuracji lotnej jest tutaj bardzo ważne. Paweł po przejściu grani i dojściu do schroniska na ok 3.500 chciał zrezygnować z wchodzenia na szczyt, ale za naszą namową i opisaniu dalszej drogi zdecydował się pójść dalej. Jak się później okazało to była słuszna decyzja! Droga na szczyt nie była łatwa, bardzo duże nachylenie, czasem niemal pionowa ściana po której się szło, lecące kawały zmrożonych brył śniegu, którymi się czasem obrywało i ekspozycja na którą tutaj akurat trzeba było być bardzo odpornym. To jednak nas tylko nakręcało, że tym bardziej zmierzymy się z tą górą. No i udało się! Na szczycie stanęliśmy o 10.40, wszyscy razem, cała nasza czwórka. To był piękny moment, szczęśliwi ale i ostrożni, bo przecież najwięcej wypadków zdarza się przy zejściu. Kilka zdjęć i zaczęliśmy schodzić w dół. Pierwszą część ściany pokonaliśmy częściowo zjeżdżając, a potem aż do schroniska asekuracja lotna, przypinanie do poręczówek i słupków w tym celu przygotowanych. Na grani nie wszędzie były stalowe liny czy poręczówki  – trzeba było bardzo ostrożnie schodzić i uważać by się nie pośliznąć. Raki mieliśmy ciągle założone, ale zdarzało się, że spod nogi cały nawis śnieżny odpadał co mogło skończyć się lotem w dół razem z nawisem. Do schroniska szliśmy 5 godzin. Na miejscu herbatka, spakowanie śpiworów oraz reszty tych rzeczy, których nie braliśmy na górę. Podjęliśmy decyzje o schodzeniu do samochodu. Tę noc postanowiliśmy spędzić w hotelu, a następnego dnia wracać do domu. Tak też zrobiliśmy. Aneta Kaniut – Matula
Kategorie
Żeglarstwo

Dni Morza Sail Szczecin – 10-12.06.2016 r.

Dni Morza – jedna z licznych imprez o tematyce żeglarskiej, lecz niepowtarzalna i wyjątkowa w swoim rodzaju. W tym roku Dni Morza odbyły się od 10 do 12 czerwca, ale niektóre jachty przybyły do Szczecina jeszcze wcześniej. Wały Chrobrego przeżywały prawdziwe oblężenie. Podczas weekendu podziwiać można było takie jednostki jak Dar Młodzieży, Fryderyk Chopin, Baltic Beauty, Kapitan Borchardt, Zawisza Czarny, ORP Iskra oraz wiele, wiele innych. Dla chętnych odbywały się 2-godzinne rejsy po Odrze na niektórych żaglowcach.

Nikt się nie mógł nudzić podczas tego weekendu. Na zwiedzających czekały liczne stoiska z upominkami często o żeglarskim charakterze. Dla dzieci organizatorzy przygotowali park rozrywki. Dorośli równie chętnie z niego korzystali. Całość dopełniały koncerty (nie tylko szantowe) trwające całe dnie.Wystąpili m.in. EKT Gdynia, Dominika Żukowska i Andrzej Korycki, Majtki Bosmana, Wanda i Banda, Ryczące Dwudziestki i inni. W sobotę wieczorem liczne tłumy podziwiały ponad 10-minutowy pokaz sztucznych ogni.

Tyle atrakcji w ciągu krótkiego weekend! Nie mogło tam zabraknąć i nas.Przybyliśmy w sobotę około południa i od razu poczuliśmy wspaniałą atmosferę. Szybki obiad i ruszyliśmy wzdłuż Wałów podziwiać zacumowane żaglowce. Wieczorem zwiedziliśmy Kapitana Borchardta. Zajrzeliśmy wszędzie, łącznie z kajutami i maszynownią. Resztę wieczoru spędziliśmy na Bryzie H, na której dane nam było również przenocować.

Bryza H to drewniany jacht, który wspaniale pachniał historią. Zbudowany został w 1952 roku jako statek ratowniczy. Dopiero w 1983 po zakończeniu służby w Poskim Ratownictwie Okrętowym, został przebudowany na jacht żaglowy. Litera H została dodana po przejęciu jednostki przez nowego właściciela – Waldemara Heislera.

Zanim poszliśmy spać, dane nam było poznać członków zespołu Majtki Bosmana i wspólnie pośpiewać szanty przy akompaniamencie gitary. Najwytrwalsi próbowali doczekać wschodu słońca, niestety o 4 nad ranem z nadmiaru wrażeń poszliśmy wszyscy spać. Niedziela minęła nam błogo i spokojnie. Niestety popołudniu musieliśmy wracać na południe.To był krotki i pełen wrażeń weekend. W przyszłym roku przyjeżdżamy na The Tall Ships Races 2017

Agnieszka Zahorska

Kategorie
Żeglarstwo

Arktyka 2017 – Śladami Lodowców na SY SIFU of AVON !!!

W dniu wczorajszym ( 7 czerwca 2016 r.) w Katowicach została podpisana umowa pomiędzy Fundacją 4 Kontynenty a właścicielem SIFU Maciejem Pachlą na czarter jachtu na potrzeby realizacji wyprawy Arktyka 2017 „Śladami ginących lodowców”. Fundacja 4 Kontynenty była reprezentowana przez Mariusza Noworol, Marka Rajtara i Marek Kapołka.

Trwające kilka godzin spotkanie, po podpisaniu umowy, dotyczyło naszych zamierzeń oraz kwestii technicznych związanych z przygotowaniem jachtu do wyprawy. Możemy więc oficjalnie potwierdzić, że kolejny ważny krok został wykonany. Naszym zamiarem jest zorganizowanie od kwietnia 2017 r. do października 2017 r. 14 etapowej wyprawy na trasie: Gdańsk – Świnoujście – Stavanger – Trondheim – Bodo – Tromso – Longyearbyen (Spitsbergen) – Tromso – Bodo – Trondheim – Stavanger – Świnoujście – Gdańsk. Celem jest propagowanie idei żeglarstwa przez odwiedzenie przepięknych miejsc Morza Bałtyckiego, Północnego, Norweskiego, Barentsa, Oceanu Arktycznego. Wody mórz, fiordy, kanały, dzika przyroda, lodowce – mają nas zachwycić i przekonać, że warto ruszyć z domu i realizować swoje marzenia. SIFU towarzyszyć będzie w ramach 4 kontynenty drugi, dobrze znany nam już jacht Bystrze. Bystrze odprowadzi SIFU aż do Tromso i w czasie kiedy realizowane będą etapy związane z Spitsbergenem i Oceanem Arktycznym sam uda się na eksplorację rejonów Nordkap. W drodze powrotnej jachty znowu popłyną razem do Gdańska. W ramach Arktyce 2017 zostanie przygotowane ponad 230 miejsc dla uczestników. Aktualnie trwają pracę związane z dalszym formalnym przygotowaniem wyprawy. W ciągu miesiąca zostaną uruchomione zapisy na poszczególne etapy wyprawy.

MR

Kategorie
Trekking

Piknik i trekking we Wąwozie Homole – 04-05.06.2016 r.

Słonko, radość, śmiech i zabawa! Tak najtrafniej, w kilku słowach można określić nasz weekend. Było wesoło! Dwa wspaniałe dni, które jeszcze bardziej nas zintegrowały. Nie przemęczaliśmy się za bardzo 😀 W sobotę było nas pełno we Wąwozie Homole, a w niedziele poszerzyliśmy naszą ekspansję o Sokolicę. Cóż, kto nie był może tylko żałować

Kategorie
Żeglarstwo

Wyprawa na s/y „Bystrze” dookoła Wielkiej Brytanii przez Szetlandy, Szkocję i Morze Irlandzkie.

Po czerwcowej żegludze po norweskich fiordach, w lipcu i sierpniu 4 Kontynenty zamierzają „Bystrzakiem” zakręcić się wokół Wielkiej Brytanii.

Zielona Szkocja i Irlandia, spowite mgłą szczyty wyrastające prosto z wody i mroczne zamczyska, pamiętające czasy Robin Hooda to klimat krain, przez które będzie prowadziła nasza „brytyjska” wyprawa.

Już czekają na spakowanie niezbędne locje, obowiązkowo nowiutki Almanach, no i kilkadziesiąt klasycznych map Admiralicji, które zadziałają zawsze, niezależnie od stanu akumulatorów. Cóż, my starej daty żeglarze oprócz wszystkich GPSów  lubimy też mapy papierowe…

A będzie gdzie nawigować.

Trasa pierwszego etapu to kawał wody do przepłynięcia. Zaplanowaliśmy go specjalnie tak, żeby rzadko było widać ląd na horyzoncie. Poprowadzi z Danii przez Szetlandy i Orkady do Inverness w Szkocji. Przed dużym skokiem przez morze, zamierzamy jeszcze wejść do norweskiego Stavanger, żeby uzupełnić wodę i niezbędne zapasy. A później kilkudniowy przelot do Lervick na Szetlandach, obowiązkowo malutka wysepka Fair i dalej przez Orkady do szkockiego Inverness, gdzie ma nastąpić wymiana załogi.

Na drugim etapie chcemy posmakować Szkocji. Wybraliśmy trasę przez trochę zapomniany Kanał kaledoński, który łączy Morze Północne z Morzem Irlandzkim. Ten piękny szlak śródlądowy prowadzi przez 29 śluz i trzy jeziora, w tym najważniejsze – Loch Ness.  Załoga chciałaby spotkać słynnego potwora, chociaż szczerze mówiąc, wolałbym, żeby potwór nie zamierzał spotkać załogi „Bystrza”… Po wyjściu z kanału, za Fort William, nie odpuścimy wyspy Islay słynącej z destylarni whisky, a potem popłyniemy na południe do Dublina, dokąd przylecą kolejni uczestnicy wyprawy.

Trzeci etap ma być symbolicznym „dotknięciem” oceanu. Z Dublina pożeglujemy przez Kanał Świętego Jerzego, Morze Celtyckie i Kanał Angielski do St. Malo we Francji. Te akweny, znane z silnych prądów i wysokich pływów, będą nie lada wyzwaniem dla nawigatorów, ale jestem spokojny – nasza dzielna załoga już z niejednego żeglarskiego pieca chleb jadła.

Z St. Malo z kolejną ekipą planujemy ruszyć przez Kanał Angielski na wschód. A przed Londynem oficerów czeka trudne zadanie nawigacyjne: policzyć, jak dopłynąć Tamizą do samego Tower Bridge na jednym cyklu pływowym, bez konieczności przeczekiwania odpływu na boi. Nagrodą będzie dwudniowy postój w Dokach Świętej Katarzyny – pięknej marinie, położonej niemal w samym centrum Londynu.

Naszą dwumiesięczną wyspiarską przygodę zamierzamy zakończyć w ostatnim tygodniu sierpnia w Amsterdamie. Ale to nie koniec żeglugi. Na „Bystrzu” zagości kolejna załoga, która wciąż pod banderą 4 Kontynentów, przez Danię i Cieśniny popłynie we wrześniu w kierunku macierzystego Gdańska.

Już dobiegają końca przygotowania, załogi prawie skompletowane. Plan jest ambitny, a jak będzie – jeden Neptun to wie…

Marek Kapołka

Foto: Marta Kapołka

Kategorie
Żeglarstwo

Cudowna Chorwacja z pokładu jachtu – 21-28.05.2016 r.

Rejs na pokładzie jachtu ELICA I wzdłuż wybrzeża Chorwacji (Dalmacja) dał nam możliwość odwiedzenia niesamowitych zakątków, które trudno byłoby zobaczyć od strony lądu i był dla nas niesamowitą żeglarską przygodą.

Split – miasto wita nas bezchmurnym niebem i wysoką temperaturą. Z niecierpliwością czekamy na odbiór jachtu. Postanawiamy wypłynąć o świcie. Obok nas pojawiają się delfiny. Płyną przy dziobie i wyskakują z wody, co powoduje niezwykłe poruszenie całej załogi. Zachęca nas to do morskiej kąpieli w ciepłych wodach Adriatyku. Spotkanie z delfinami to niepowtarzalne przeżycie.

Wzięliśmy kurs na wyspę Vis, gdzie spędzamy wspaniałe południe w zatoczce Stiniva. Jest czas na kąpiel, wspinaczkę po skałkach i obiad w malowniczym miejscu. Czas jednak płynąć dalej.

Korcula ­ do późnej nocy uciekamy przed goniącym nas sztormem (tak, w Chorwacji też może być zła pogoda), a potem ze względu na zapowiadające się trudne warunki atmosferyczne zostajemy w przystani Vela Luka. Doświadczony Kapitan wie kiedy zatrzymać załogę tak, aby nie narazić jej na niebezpieczeństwo. Pieczemy urodzinową szarlotkę. Na lądzie wyruszamy na poszukiwanie lokalnych produktów. Trafiamy do Antonego, który przyjmuje nas gościnnie częstując winem własnej roboty. Wychodzimy od niego z butelką rakii i świeżej oliwy z oliwek.

Mljet ­ płyniemy dalej. Wspomnienie, które zachowam na długo w pamięci to rejs na wyspę Mljet gdzie mocno kołysały nas fale, a załoga w skupieniu obserwowała pędzącą za nami burzę. To było niesamowite! Kiedy dobijamy do przystani wiatr słabnie i słońce wychodzi zza chmur. Kosztujemy świeżych owoców morza z miejscowej tawerny. Prawdziwa uczta dla podniebienia.

Mljet to zdaniem wielu jedna z najpiękniejszych wysp Chorwacji. To właśnie tam znajdują się słone jeziora. Odwiedzamy Klasztor Benedyktyński na wysepce św. Marii, która znajduje się na środku Wielkiego Jeziora.

Następny dzień znów zaczynamy wcześnie rano – przed nami długa trasa. Po drodze zatrzymujemy się na 3 h w Korculi, aby uzupełnić wodę i zrobić zakupy

Zavala – cumujemy w małym rybackim porciku w południowej części wyspy Hvar. W przystani miejsce tylko na jeden jacht, mamy szczęście. Idealne miejsce dla tych, którzy lubią spokój i ciszę. Wstajemy wraz ze wschodem słońca, kąpiemy się w Adriatyku i bierzemy kurs na miasto Hvar.

Hvar zachwyca nas swoją architekturą, zdobywamy Twierdzę ciesząc się spacerem wśród śródziemnomorskiego krajobrazu.

Do mariny Palmizana na wybrzeżu wyspy St. Klement cumujemy wieczorem. Zachwycamy się tu smażonymi kalmarami i grillowaną ośmiornicą.

Split – trudno uwierzyć jak szybko upłynął czas… oddajemy jacht z nadzieją, że jeszcze kiedyś tu wrócimy.

W drodze powrotnej nie mogąc rozstać się z Chorwacją zwiedzamy wodospady w Parku Narodowym Krka. Chyba niepotrzebnie 😉 wrócić jeszcze trudniej.

Joanna Mickiewicz-Kos